Siedziba KGB przy Placu Łubiańskim, data wykonania zdjęcia nieustalona. (fot. AFP / )
Operacja ''Bumerang''. Działania KGB przeciwko ukraińskim nacjonalistom z OUN–UPA
• W latach 1968-1988 KGB infiltrowało ukraiński ruchu nacjonalistyczny
• W tych działaniach KGB było wspierane przez polskie MSW
• Akcja zakładała również dezinformację zachodnich służb wywiadowczych
• Operacja "Bumerang" skompromitowała emigracyjną OUN
W latach 1968–1988 KGB skutecznie infiltrowało emigracyjne struktury
ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego przy współpracy polskiego MSW.
Przez 20 lat sowiecki kontrwywiad wodził za nos działaczy OUN-UPA, a za
ich pośrednictwem dezinformował zachodnie służby wywiadowcze. Był to
kolejny triumf tzw. głębokiej operacji, czyli gry agenturalnej, która
była firmową wizytówką KGB w świecie służb specjalnych.
Od Azewa do ''Syndykatu''
Sowieckie służby specjalne Rosji wywodzą swój rodowód od carskiej policji politycznej, znanej z historii jako system Ochrany. W jego strukturze znajdował się Korpus Żandarmerii, Departament Policji MSW oraz służby obserwacji zewnętrznej i perlustracji, czyli kontroli korespondencji. Ochrana utworzyła pierwsze rezydentury zagraniczne, a więc zalążki wywiadu i kontrwywiadu, których pierwotnym celem było zwalczanie przeciwników caratu na emigracji. Z czasem policja carska wypracowała skuteczne metody infiltracji przeciwnika, a do ulubionych należały prowokacja i głęboka gra operacyjna. Polegały one na lokowaniu agentów w ugrupowaniach rewolucyjnych, oraz na organizacji fałszywych partii politycznych, które działały pod nadzorem policji.
Przykładem długoletniej gry operacyjnej była afera Jewno Azewa - policyjnego agenta-prowokatora, a zarazem szefa organizacji bojowej, tajnej komórki terrorystycznej partii Socjalistów–Rewolucjonistów. Co prawda, Rząd Tymczasowy rozwiązał Ochranę po rewolucji lutowej 1917 roku. Jednak nie przeszkodziło to bolszewikom, by - po puczu październikowym - przejąć policyjnych specjalistów i zacząć się posługiwać metodami walki agenturalnej. Dzięki temu, po zwycięstwie w wojnie domowej, komunistyczna policja polityczna - WCzKa - mogła rozpocząć grę operacyjną z tzw. białą emigracją, czyli wywrotowymi organizacjami uchodźców politycznych, do których należeli również byli oficerowie carskiej armii.
Do najbardziej znanych akcji bolszewickiej policji politycznej należała operacja ''Syndykat''. Polegała ona na utworzeniu w sowieckiej Rosji fikcyjnych struktur antybolszewickiej organizacji. Występujący jako konspiracyjni emisariusze policyjni agenci byli przerzucani na Zachód po to, by infiltrować organizacje emigracyjne. ''Biali'' Rosjanie tak bardzo uwierzyli w autentyczność krajowego podziemia, że wysyłali do Rosji własnych delegatów w przeświadczeniu, że pokierują oni antykomunistycznym powstaniem. W ten sposób, wprost do lochów Łubianki - kwatery głównej policji - został zwabiony najbardziej aktywny przeciwnik bolszewików: Borys Sawinkow. Gdy w końcu operacja ''Syndykat'' została celowo ujawniona i upubliczniona, to zachodnie media rozpętały kampanię dyskredytacji ''białej'' emigracji. W jej szeregi wkradły się podziały i nieufność, które wyeliminowały całkowicie ten nurt oporu wobec sowieckiego reżimu.
Z czasem, w sowieckich służbach wywiadowczych powstał odrębny pion ''A'' – jak ''aktywna operacja'' - który z powodzeniem działał przeciwko zachodnim służbom specjalnym i politykom. Nasilenie działalności służby ''A'' OGPU, NKWD, MGB, a wreszcie KGB przypadło na okres Zimnej Wojny. W latach 1968–1988 KGB przy udziale MSW PRL, przeprowadził grę agenturalną pod kryptonimem ''Bumerang''. Jej celem, podobnie jak w przypadku ''Syndykatu'', była infiltracja i kompromitacja emigracyjnego środowiska ukraińskich nacjonalistów. A także dezinformacja zachodnich służb wywiadowczych co do rzeczywistego rozwoju sytuacji w ZSRR, w szczególności na Ukrainie.
Polski wabik
Oczywiście, nie wszystko w przebiegu tej operacji jest dziś do końca jasne, ale zgodnie ze wspomnieniami oficerów kierujących operacją, przebieg wyglądał następująco. W drugiej połowie lat 60., podczas wyjazdu służbowego na Zachód, Polak ukraińskiego pochodzenia, inżynier Tomasz B. (Biliński), wszedł w ''pole zainteresowania'' ukraińskiej emigracji. W 1968 roku został zwerbowany przez Służbę Bezpieczeństwa OUN – Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów - jako agent ''Adam''. Jego zadaniem był wyjazd do Lwowa i nawiązanie kontaktu z lokalnymi środowiskami OUN lub sympatykami tej formacji (jeśli tacy ostali się na sowieckiej Ukrainie, co po wojnie domowej lat 1945-1951 nie było już wcale takie oczywiste).
''Adam'' wykonywał misję w latach 1968-1970. Podczas kilku wizyt we Lwowie najpierw poznał, a potem pozyskał do współpracy doktora medycyny Światosława Panczyszyna. Lwowski medyk nie dość, że uchodził za zwolennika niepodległości Ukrainy, to na dodatek jego krewny o tym samym nazwisku był ministrem rządu ukraińskiego utworzonego przez Stepana Banderę po agresji III Rzeszy na ZSRR. Co prawda, Hitlerowcy nie uznali niepodległości Ukrainy i - tym bardziej - banderowskich ministrów (których zresztą aresztowali), ale nazwisko ''Panczyszyn'' wiele znaczyło w wojennej działalności OUN i UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii).
I tak, na polecenie emigracyjnej centrali w Monachium, ''Adam'' wraz doktorem rozpoczęli na Ukrainie żmudną odbudowę struktur OUN oraz działalność propagandową. Łączyli to z funkcją agenturalnej siatki wywiadowczej. Jej zadania na przestrzeni niemal dwudziestu lat były różne, ale do podstawowych należało zbieranie informacji o siłach zbrojnych ZSRR oraz ich kompleksie zbrojeniowym. Obiektem szczególnego zainteresowania były miejscowe zakłady rakietowe, które wytwarzały pociski balistyczne z głowicami jądrowymi. Ponadto, zachodnie służby były zainteresowane nastrojami ludności, sytuacją ekonomiczną i wszelkimi przejawami buntu wobec komunizmu, a więc ruchem dysydenckim. Z czasem, gdy współpraca rozwijała się coraz owocniej, a agenci i monachijska centrala nabrali do siebie wzajemnego zaufania, w zakres ich obowiązków weszło również tworzenie konspiracyjnych kanałów niezbędnych do przerzutu kurierów, sprzętu łączności i środków finansowych.
Na przełomie lat 70. i 80. XX w. - poza zdobywaniem informacji wywiadowczych - podstawowym celem siatki stała się odbudowa krajowej struktury konspiracyjnej OUN na całej Ukrainie oraz grup bojowych UPA - w celu prowadzenia ewentualnego sabotażu i aktów dywersji. Było to podyktowane planami emigracyjnego kierownictwa OUN, które zakładały nawiązanie współpracy z niepodległościowymi ruchami republik bałtyckich, Kaukazu i Azji Środkowej. Ideą OUN było wewnętrzne zdestabilizowanie imperium, wywołanie powszechnego buntu społecznego, a - w konsekwencji - rozpad i zniszczenie ZSRR. Zadania były ambitne i do podstawowej dwójki agentów dołączył kolejny, dziennikarz Juryj Iwanczenko. W tym samym czasie, do współpracy z siatką OUN w obwodzie tarnopolskim przystąpił niejaki Kuchtiak. Monachijskie centrum oraz zachodnie służby były tak zadowolone z uzyskiwanych informacji i rezultatów pracy konspiracyjnej wśród Ukraińców, że agenci zostali uhonorowani wysokimi odznaczeniami oraz włączeni w skład najwyższych organów kierowniczych OUN. A to oznaczało wyjazdy na Zachód i regularne kontakty z najważniejszymi działaczami organizacji oraz oficerami służb specjalnych Niemiec, Wielkiej Brytanii i USA. Jednak wszystko to, co piękne, z czasem się kończy.
Sowieckie służby specjalne Rosji wywodzą swój rodowód od carskiej policji politycznej, znanej z historii jako system Ochrany. W jego strukturze znajdował się Korpus Żandarmerii, Departament Policji MSW oraz służby obserwacji zewnętrznej i perlustracji, czyli kontroli korespondencji. Ochrana utworzyła pierwsze rezydentury zagraniczne, a więc zalążki wywiadu i kontrwywiadu, których pierwotnym celem było zwalczanie przeciwników caratu na emigracji. Z czasem policja carska wypracowała skuteczne metody infiltracji przeciwnika, a do ulubionych należały prowokacja i głęboka gra operacyjna. Polegały one na lokowaniu agentów w ugrupowaniach rewolucyjnych, oraz na organizacji fałszywych partii politycznych, które działały pod nadzorem policji.
Przykładem długoletniej gry operacyjnej była afera Jewno Azewa - policyjnego agenta-prowokatora, a zarazem szefa organizacji bojowej, tajnej komórki terrorystycznej partii Socjalistów–Rewolucjonistów. Co prawda, Rząd Tymczasowy rozwiązał Ochranę po rewolucji lutowej 1917 roku. Jednak nie przeszkodziło to bolszewikom, by - po puczu październikowym - przejąć policyjnych specjalistów i zacząć się posługiwać metodami walki agenturalnej. Dzięki temu, po zwycięstwie w wojnie domowej, komunistyczna policja polityczna - WCzKa - mogła rozpocząć grę operacyjną z tzw. białą emigracją, czyli wywrotowymi organizacjami uchodźców politycznych, do których należeli również byli oficerowie carskiej armii.
Do najbardziej znanych akcji bolszewickiej policji politycznej należała operacja ''Syndykat''. Polegała ona na utworzeniu w sowieckiej Rosji fikcyjnych struktur antybolszewickiej organizacji. Występujący jako konspiracyjni emisariusze policyjni agenci byli przerzucani na Zachód po to, by infiltrować organizacje emigracyjne. ''Biali'' Rosjanie tak bardzo uwierzyli w autentyczność krajowego podziemia, że wysyłali do Rosji własnych delegatów w przeświadczeniu, że pokierują oni antykomunistycznym powstaniem. W ten sposób, wprost do lochów Łubianki - kwatery głównej policji - został zwabiony najbardziej aktywny przeciwnik bolszewików: Borys Sawinkow. Gdy w końcu operacja ''Syndykat'' została celowo ujawniona i upubliczniona, to zachodnie media rozpętały kampanię dyskredytacji ''białej'' emigracji. W jej szeregi wkradły się podziały i nieufność, które wyeliminowały całkowicie ten nurt oporu wobec sowieckiego reżimu.
Z czasem, w sowieckich służbach wywiadowczych powstał odrębny pion ''A'' – jak ''aktywna operacja'' - który z powodzeniem działał przeciwko zachodnim służbom specjalnym i politykom. Nasilenie działalności służby ''A'' OGPU, NKWD, MGB, a wreszcie KGB przypadło na okres Zimnej Wojny. W latach 1968–1988 KGB przy udziale MSW PRL, przeprowadził grę agenturalną pod kryptonimem ''Bumerang''. Jej celem, podobnie jak w przypadku ''Syndykatu'', była infiltracja i kompromitacja emigracyjnego środowiska ukraińskich nacjonalistów. A także dezinformacja zachodnich służb wywiadowczych co do rzeczywistego rozwoju sytuacji w ZSRR, w szczególności na Ukrainie.
Polski wabik
Oczywiście, nie wszystko w przebiegu tej operacji jest dziś do końca jasne, ale zgodnie ze wspomnieniami oficerów kierujących operacją, przebieg wyglądał następująco. W drugiej połowie lat 60., podczas wyjazdu służbowego na Zachód, Polak ukraińskiego pochodzenia, inżynier Tomasz B. (Biliński), wszedł w ''pole zainteresowania'' ukraińskiej emigracji. W 1968 roku został zwerbowany przez Służbę Bezpieczeństwa OUN – Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów - jako agent ''Adam''. Jego zadaniem był wyjazd do Lwowa i nawiązanie kontaktu z lokalnymi środowiskami OUN lub sympatykami tej formacji (jeśli tacy ostali się na sowieckiej Ukrainie, co po wojnie domowej lat 1945-1951 nie było już wcale takie oczywiste).
''Adam'' wykonywał misję w latach 1968-1970. Podczas kilku wizyt we Lwowie najpierw poznał, a potem pozyskał do współpracy doktora medycyny Światosława Panczyszyna. Lwowski medyk nie dość, że uchodził za zwolennika niepodległości Ukrainy, to na dodatek jego krewny o tym samym nazwisku był ministrem rządu ukraińskiego utworzonego przez Stepana Banderę po agresji III Rzeszy na ZSRR. Co prawda, Hitlerowcy nie uznali niepodległości Ukrainy i - tym bardziej - banderowskich ministrów (których zresztą aresztowali), ale nazwisko ''Panczyszyn'' wiele znaczyło w wojennej działalności OUN i UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii).
I tak, na polecenie emigracyjnej centrali w Monachium, ''Adam'' wraz doktorem rozpoczęli na Ukrainie żmudną odbudowę struktur OUN oraz działalność propagandową. Łączyli to z funkcją agenturalnej siatki wywiadowczej. Jej zadania na przestrzeni niemal dwudziestu lat były różne, ale do podstawowych należało zbieranie informacji o siłach zbrojnych ZSRR oraz ich kompleksie zbrojeniowym. Obiektem szczególnego zainteresowania były miejscowe zakłady rakietowe, które wytwarzały pociski balistyczne z głowicami jądrowymi. Ponadto, zachodnie służby były zainteresowane nastrojami ludności, sytuacją ekonomiczną i wszelkimi przejawami buntu wobec komunizmu, a więc ruchem dysydenckim. Z czasem, gdy współpraca rozwijała się coraz owocniej, a agenci i monachijska centrala nabrali do siebie wzajemnego zaufania, w zakres ich obowiązków weszło również tworzenie konspiracyjnych kanałów niezbędnych do przerzutu kurierów, sprzętu łączności i środków finansowych.
Na przełomie lat 70. i 80. XX w. - poza zdobywaniem informacji wywiadowczych - podstawowym celem siatki stała się odbudowa krajowej struktury konspiracyjnej OUN na całej Ukrainie oraz grup bojowych UPA - w celu prowadzenia ewentualnego sabotażu i aktów dywersji. Było to podyktowane planami emigracyjnego kierownictwa OUN, które zakładały nawiązanie współpracy z niepodległościowymi ruchami republik bałtyckich, Kaukazu i Azji Środkowej. Ideą OUN było wewnętrzne zdestabilizowanie imperium, wywołanie powszechnego buntu społecznego, a - w konsekwencji - rozpad i zniszczenie ZSRR. Zadania były ambitne i do podstawowej dwójki agentów dołączył kolejny, dziennikarz Juryj Iwanczenko. W tym samym czasie, do współpracy z siatką OUN w obwodzie tarnopolskim przystąpił niejaki Kuchtiak. Monachijskie centrum oraz zachodnie służby były tak zadowolone z uzyskiwanych informacji i rezultatów pracy konspiracyjnej wśród Ukraińców, że agenci zostali uhonorowani wysokimi odznaczeniami oraz włączeni w skład najwyższych organów kierowniczych OUN. A to oznaczało wyjazdy na Zachód i regularne kontakty z najważniejszymi działaczami organizacji oraz oficerami służb specjalnych Niemiec, Wielkiej Brytanii i USA. Jednak wszystko to, co piękne, z czasem się kończy.
Kompromitacja
Bomba wybuchła we wrześniu 1988 roku. Podczas specjalnej konferencji w Kijowie, na którą zaproszono krajowych i zagranicznych dziennikarzy, oficer KGB Wysocki oraz major Minkiewicz z polskiego MSW ujawnili, że intensywna działalność ukraińskiej siatki OUN była od początku do końca grą operacyjną sowieckich służb specjalnych. Na dowód tego, w konferencji wzięli udział agenci Światosław Panczyszyn i Juryj Iwanczenko, którzy ze szczegółami opowiedzieli o swojej wywrotowej karierze. Ujawnione rewelacje zostały natychmiast podchwycone przez zachodnie media, co zakończyło się kompromitacją emigracyjnego OUN oraz tamtejszych służb specjalnych. Wszystko to odbyło się zgodnie ze scenariuszem pamiętnego ''Syndykatu''.
Do dziś niejasna pozostaje rola inżyniera Tomasza B. (Bilińskiego). Wszystko wskazuje na to, że ''Adam'' od samego początku był współpracownikiem peerelowskiego MSW. Świadczą o tym wspomnienia oficera KGB, który twierdził, że teczka agenta o tym kryptonimie została założona przez polskie służby już w 1967 roku. Nie ulega także wątpliwości, że ''Adam'' nic początkowo nie wiedział o roli Panczyszyna jako agenta podstawionego przez KGB. Do wzajemnego ujawnienia miało dojść dopiero w połowie lat 70., gdy zaszła konieczność wspólnego wyjazdu do Monachium, który poprzedziła kontrolna wizyta we Lwowie emigracyjnego emisariusza o kryptonimie ''Gnom''. Dopiero wtedy przełożeni z KGB i MSW uznali, że swoista ''gra w autentyczność'' obydwu postaci musi się zakończyć dla dobra całej operacji. Wiadomo także, że polskie służby posługiwały się z powodzeniem drugim agentem, ponieważ - według oficjalnej wersji - ''Adam'' zmarł na początku lat 80. Jego zadanie kontynuował podstawiony następca.
Zadziwia niefrasobliwość Służby Bezpieczeństwa OUN, która mając sygnały o możliwości dezinformacji, nie reagowała. Zdumiewa także naiwność zachodnich służb specjalnych, które - pomimo doświadczeń z aktywnymi operacjami KGB - dały się ponownie nabrać na to, jakoby w ZSRR istniała zorganizowana antysowiecka konspiracja. Jes to zaskakujące tym bardziej, że w 1983 roku, z niewyjaśnionych przyczyn, KGB zdecydowało się na aresztowanie Kuchtiaka, jedynego chyba szczerego zwolennika emigracyjnej OUN i nieświadomego uczestnika agenturalnej gry. Jego proces nagłośniono medialnie, a on sam został skazany za szpiegostwo i działalność antysowiecką na długoletnie więzienie. Mimo tego, operacja toczyła się nadal bez przeszkód, a prawdomówność agentów KGB nie została w żaden sposób zweryfikowana. Pozostaje oczywiście pytanie: po co KGB zaangażowało się w tak żmudną i wieloletnią operację?
Przyczyny i skutki
Aby wyjaśnić znaczenie operacji dla KGB i ZSRR, a w pewnym aspekcie także dla władz PRL, trzeba cofnąć się do II wojny światowej i wczesnego okresu powojennego. Trudno poddać w wątpliwość zbrodniczą rolę OUN oraz jej zbrojnego ramienia - UPA - w czystkach narodowościowych, których ofiarami na kresach Rzeczypospolitej, a następnie na zachodniej Ukrainie, stali się Polacy, Żydzi, a także Rosjanie. Po wojnie ukraińskich nacjonalistów cechowała ogromna skala oporu względem NKWD, MGB i Armii Czerwonej. W efekcie, w latach 1944–1951 zachodnia część kraju stała się terenem wojny domowej; bezlitosnej rzezi z obydwu stron, w trakcie której tysiące ludzi zginęły lub zostały wywiezione do łagrów. Z punktu widzenia komunistycznych władz w Moskwie, OUN była więc groźną organizacją dywersyjną, powiązaną najpierw z hitlerowską Rzeszą, a następnie z NATO. Ukraina była zbyt ważnym obszarem geostrategicznym, demograficznym i przemysłowym sowieckiego imperium, aby Kreml dopuścił do destabilizacji czy społecznego buntu prowincji.
Z drugiej strony, Ukraina - podobnie jak Litwa, Łotwa czy Estonia - była największą, oprócz samej Rosji, ofiarą stalinowskich represji, i – w konsekwencji - republiką najbardziej podatną na antykomunistyczne niepokoje. Polskie władze, pamiętające bezlitosne walki z UPA w okresie 1944-1947, były również wrogo nastawione do ukraińskiego nacjonalizmu oraz poważnie zaniepokojone wrogim stosunkiem powojennej OUN do kwestii naszych południowo-wschodnich granic.
Natomiast jeśli będziemy rozpatrywali całą operację z punktu widzenia KGB, to okaże się, że wiązała się ona z samymi korzyściami. Pozwoliła ona na infiltrację wroga w kraju i za granicą oraz dezinformację zachodnich wywiadów. Przyniosła również wymierne zyski finansowe, bowiem przez kontrolowane kanały przerzutowe dotarło w sumie kilkaset tysięcy dolarów.
I na koniec jedna uwaga. Biorąc pod uwagę to, że obecne służby rosyjskie - Służba Wywiadu Zagranicznego i Federalna Służba Bezpieczeństwa – wywodzą się KGB, a historia lubi się powtarzać, to można mieć pewność, że metoda głębokich i aktywnych operacji ma się dobrze i jest nadal stosowana.
Robert Cheda
Bomba wybuchła we wrześniu 1988 roku. Podczas specjalnej konferencji w Kijowie, na którą zaproszono krajowych i zagranicznych dziennikarzy, oficer KGB Wysocki oraz major Minkiewicz z polskiego MSW ujawnili, że intensywna działalność ukraińskiej siatki OUN była od początku do końca grą operacyjną sowieckich służb specjalnych. Na dowód tego, w konferencji wzięli udział agenci Światosław Panczyszyn i Juryj Iwanczenko, którzy ze szczegółami opowiedzieli o swojej wywrotowej karierze. Ujawnione rewelacje zostały natychmiast podchwycone przez zachodnie media, co zakończyło się kompromitacją emigracyjnego OUN oraz tamtejszych służb specjalnych. Wszystko to odbyło się zgodnie ze scenariuszem pamiętnego ''Syndykatu''.
Do dziś niejasna pozostaje rola inżyniera Tomasza B. (Bilińskiego). Wszystko wskazuje na to, że ''Adam'' od samego początku był współpracownikiem peerelowskiego MSW. Świadczą o tym wspomnienia oficera KGB, który twierdził, że teczka agenta o tym kryptonimie została założona przez polskie służby już w 1967 roku. Nie ulega także wątpliwości, że ''Adam'' nic początkowo nie wiedział o roli Panczyszyna jako agenta podstawionego przez KGB. Do wzajemnego ujawnienia miało dojść dopiero w połowie lat 70., gdy zaszła konieczność wspólnego wyjazdu do Monachium, który poprzedziła kontrolna wizyta we Lwowie emigracyjnego emisariusza o kryptonimie ''Gnom''. Dopiero wtedy przełożeni z KGB i MSW uznali, że swoista ''gra w autentyczność'' obydwu postaci musi się zakończyć dla dobra całej operacji. Wiadomo także, że polskie służby posługiwały się z powodzeniem drugim agentem, ponieważ - według oficjalnej wersji - ''Adam'' zmarł na początku lat 80. Jego zadanie kontynuował podstawiony następca.
Zadziwia niefrasobliwość Służby Bezpieczeństwa OUN, która mając sygnały o możliwości dezinformacji, nie reagowała. Zdumiewa także naiwność zachodnich służb specjalnych, które - pomimo doświadczeń z aktywnymi operacjami KGB - dały się ponownie nabrać na to, jakoby w ZSRR istniała zorganizowana antysowiecka konspiracja. Jes to zaskakujące tym bardziej, że w 1983 roku, z niewyjaśnionych przyczyn, KGB zdecydowało się na aresztowanie Kuchtiaka, jedynego chyba szczerego zwolennika emigracyjnej OUN i nieświadomego uczestnika agenturalnej gry. Jego proces nagłośniono medialnie, a on sam został skazany za szpiegostwo i działalność antysowiecką na długoletnie więzienie. Mimo tego, operacja toczyła się nadal bez przeszkód, a prawdomówność agentów KGB nie została w żaden sposób zweryfikowana. Pozostaje oczywiście pytanie: po co KGB zaangażowało się w tak żmudną i wieloletnią operację?
Przyczyny i skutki
Aby wyjaśnić znaczenie operacji dla KGB i ZSRR, a w pewnym aspekcie także dla władz PRL, trzeba cofnąć się do II wojny światowej i wczesnego okresu powojennego. Trudno poddać w wątpliwość zbrodniczą rolę OUN oraz jej zbrojnego ramienia - UPA - w czystkach narodowościowych, których ofiarami na kresach Rzeczypospolitej, a następnie na zachodniej Ukrainie, stali się Polacy, Żydzi, a także Rosjanie. Po wojnie ukraińskich nacjonalistów cechowała ogromna skala oporu względem NKWD, MGB i Armii Czerwonej. W efekcie, w latach 1944–1951 zachodnia część kraju stała się terenem wojny domowej; bezlitosnej rzezi z obydwu stron, w trakcie której tysiące ludzi zginęły lub zostały wywiezione do łagrów. Z punktu widzenia komunistycznych władz w Moskwie, OUN była więc groźną organizacją dywersyjną, powiązaną najpierw z hitlerowską Rzeszą, a następnie z NATO. Ukraina była zbyt ważnym obszarem geostrategicznym, demograficznym i przemysłowym sowieckiego imperium, aby Kreml dopuścił do destabilizacji czy społecznego buntu prowincji.
Z drugiej strony, Ukraina - podobnie jak Litwa, Łotwa czy Estonia - była największą, oprócz samej Rosji, ofiarą stalinowskich represji, i – w konsekwencji - republiką najbardziej podatną na antykomunistyczne niepokoje. Polskie władze, pamiętające bezlitosne walki z UPA w okresie 1944-1947, były również wrogo nastawione do ukraińskiego nacjonalizmu oraz poważnie zaniepokojone wrogim stosunkiem powojennej OUN do kwestii naszych południowo-wschodnich granic.
Natomiast jeśli będziemy rozpatrywali całą operację z punktu widzenia KGB, to okaże się, że wiązała się ona z samymi korzyściami. Pozwoliła ona na infiltrację wroga w kraju i za granicą oraz dezinformację zachodnich wywiadów. Przyniosła również wymierne zyski finansowe, bowiem przez kontrolowane kanały przerzutowe dotarło w sumie kilkaset tysięcy dolarów.
I na koniec jedna uwaga. Biorąc pod uwagę to, że obecne służby rosyjskie - Służba Wywiadu Zagranicznego i Federalna Służba Bezpieczeństwa – wywodzą się KGB, a historia lubi się powtarzać, to można mieć pewność, że metoda głębokich i aktywnych operacji ma się dobrze i jest nadal stosowana.
Robert Cheda
Źródło:
Trochę na ten temat pisze Grzegorz Motyka w ciekawej książce „Ukraińska partyzantka 1942-1960”. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń