sobota, 14 stycznia 2017

(Nie) Warto Rozmawiać

Człowiek stwarza siebie aktami podejmowanego dziedzictwa 
                        
                                               ksiądz Józef Tischner


Chciałbym podziękować za słowa prawdy wypowiedziane przez Księdza Tadeusza Isakowicza - Zaleskiego w programie J. Pospieszalskiego ,,Warto rozmawiać’’. Jednocześnie pragnę pogratulować odwagi w głoszeniu faktów historycznych i trafnej analizie oraz interpretacji w odniesieniu do obiektywnej rzeczywistości. Wydaje się, że ludzie uprawiający politykę w Polsce nie posiadają umiejętności przewidywania przyszłych zdarzeń.

Już Cycero dowodził, że historia est magistra vitae. Należy rozumieć przeszłość, słyszeć, co chce nam ona powiedzieć jako prawdę. To przeszłość odsłania nowe, otwarte ku przyszłości horyzonty. Uczestniczy w procesie kształtowania naszej tożsamości, projektowania siebie, osobistej drogi życia. Przyjmujemy – internalizujemy - historyczne "pouczenia", nadając faktom i zdarzeniom sens.

Obecne narracje prowadzone przez polityków, niektórych historyków, a dotyczące ukraińskiego integralnego nacjonalizmu są narzędziem symbolicznej przemocy, instrumentalnego "zawłaszczania" historii i manipulacji nią. Należy ubolewać nad faktem, że tak fundamentalne, bo pouczające funkcje historii przedstawiane są w tej narracji w postaci zdegradowanej i wypaczonej.

Pozbądźmy się złudzeń, albowiem zarówno postawa jak i argumenty tych ludzi mocno rozczarowują. Trudno prowadzić dyskurs podając dowody i uzasadniając rzeczywiste obawy, kiedy nie trafia to do drugiej strony. Celne, skądinąd, porównanie Wołodymyra Wiatrowycza do Goebbelsa spotkało się z natychmiastową reakcją prowadzącego program. Można było wyczuć nawet coś na kształt oburzenia w jego głosie, kiedy przerwał Księdzu wypowiedź. To smutne. Podobne uczucia wywołuje poseł Michał Dworczyk, oddelegowany przez partię na ,,odcinek’’ Ukraina. Ze zdumieniem i zażenowaniem słuchałem, wypowiedzianych przezeń słów o tym, że UPA nie jest na Ukrainie synonimem wrogości wobec Polski i Polaków, tylko symbolem walki z... sowietami !!! Rzetelny dziennikarz powinien zadać pytanie gdzie, kiedy i w jakich to okolicznościach banderowcy z UPA walczyli kiedykolwiek z sowietami? Ciekawa mogłaby być odpowiedź pana Dworczyka. Bowiem powszechnie wiadomo i jest to dokładnie udokumentowane, że formacje UPA stoczyły zaledwie jedną potyczkę w czasie drugiej wojny światowej. Miało to miejsce na Wołyniu pod koniec 1943 r. Zaatakowali wówczas nieopatrznie niewielką szpicę dywizji partyzanckiej generała Sidora Kowpaka. Heroje zabili kilkunastu żołnierzy, reszcie udało się uciec. Rozkazem generała Kowpaka, jego dywizja rozpoczęła frontalną ofensywę przeciwko wszystkim formacjom banderowców na całym Wołyniu. Groziło to całkowitą ich zagładą, o czym upowcy doskonale wiedzieli. Po straszliwych cięgach z rąk partyzanckiej dywizji Kowpaka, sztab UPA na Wołyniu wysłał do generała delegację, która błagała o zatrzymanie ofensywy przeciwko ,,nieustraszonym’’ herojom. Przysięgli spełnić wszystkie żądania generała Kowpaka. Mieli natychmiast wydać w jego ręce wszystkich ukraińskich dezerterów z Armii Czerwonej, którzy przystąpili do UPA oraz wszystkich banderowskich dowódców, którzy wydali rozkaz zaatakowania żołnierzy jego szpicy. Następnie zażądał, by dowódcy UPA osobiście ich powiesili. Ci, niemal natychmiast usłużnie wykonali to żądanie. To jedyny, udokumentowany przypadek, walki banderowców z sowietami. Od tej chwili, ci ,,nieustraszeni’’ heroje już zawsze unikali wszelkiej walki z oddziałami Armii Czerwonej, alergicznie bali się spotkania jednostek specjalnych NKWD czy Smiersza.

Ukraińcy nie posiadali predyspozycji do prowadzenia walki z regularnymi formacjami wojskowymi. Chętnie natomiast atakowali i bestialsko mordowali cywilną ludność polską, żydowską, rosyjską, białoruską i tych Ukraińców, którzy nie chcieli wspierać rezunów z OUN – UPA.

Trzeźwo myślący Polacy biją na alarm. Postępująca banderyzacja Ukrainy jest dla nas realnym zagrożeniem. Przysłowiowe chowanie głowy w piasek nie spowoduje, że nagle zniknie zagrożenie. Czy znowu musi powtórzyć się tragedia, by politycy posypali głowy popiołem? Czy doczekamy się kiedyś takich elit rządzących, dla których celem nadrzędnym będzie obrona interesów Polski i Polaków?

Kiedy w przestrzeni medialnej pojawia się kolejna dyskusja dotycząca zaszłości historycznych związanych z Ukrainą, śledzę ją z uwagą. Do momentu, gdy okazuje się, że narracja znowu nie odbiega od ogólnego trendu poprawności politycznej. Wtedy ogarnia mnie gniew i utwierdzam się w przekonaniu, że jednak nie warto już rozmawiać na ten temat z takimi ludźmi jak panowie Dworczyk, Pospieszalski i inni. Zrelatywizują bowiem wszystkie udokumentowane historyczne fakty, ukazujące ogrom bestialskiego, ukraińskiego ludobójstwa na Polakach oraz niezliczone ilości prowokacji dokonane w przeszłości i obecnie przez ukraińskich szowinistów przeciwko Polsce i Polakom.

P.S.

Mój ojciec walczył pod koniec drugiej wojny światowej z bandami UPA na Lubelszczyźnie. Na rok przed swoją śmiercią, latem 2007 r. opowiedział mi pewną historię z tego okresu. Pewnego zimowego dnia, po kolejnej zmianie na posterunku wartowniczym, na jednym z mostów w okolicach Lublina, jego dziesięciu kolegów zostało zaatakowanych przez sotnię UPA ok. 9.00 wieczorem. W godzinę później kompania mojego ojca została postawiona w stan alarmu bojowego. W ciągu kolejnej godziny dotarli na miejsce, jak się okazało – mordu. Znaleźli swoich towarzyszy broni, bestialsko zamordowanych, z odciętymi głowami. Natychmiast ruszyli w pościg za uciekającymi banderowcami, których dopadli po około dwóch godzinach. Jak mówił mi ojciec, jedynym pragnieniem, jakie mieli w tamtej chwili była żądza niepohamowanej zemsty. Tym bardziej, że ich koledzy to byli młodzi chłopcy – najstarszy miał 25 lat, najmłodszy ok. 19-tu. Jednak rozkaz brzmiał jednoznacznie:

Mój tata w mundurze żołnierza Drugiej Armii Wojska Polskiego - Żary 6 XII 1945 r.


Żadnego ślepego odwetu i zemsty. Wroga wziąć do niewoli i traktować go zgodnie z prawami należnymi jeńcom wojennym!


Dowództwo oznajmiło, że wszelkie przejawy niesubordynacji i niepodporządkowania się rozkazowi będą bezwzględnie i surowo karane. Pomimo straszliwego gniewu, który w tamtej chwili pałał w każdym z żołnierzy, żaden nie ośmielił się złamać rozkazu dowództwa. Tym różnili się od zbrodniarzy, od banderowskiej dziczy, że byli cywilizowanymi ludźmi, którzy szanują porządek i prawo wojenne.

Później przesłuchiwano pojmanych banderowskich rezunów. Wtedy ojciec i jego towarzysze poznali szczegóły mordu. Okazało się, że w trzy godziny po objęciu posterunku, żołnierze zostali zaatakowani przez operująca w okolicach Lublina sotnię UPA. Banderowcy otworzyli do nich ogień z broni maszynowej. Strzelali tak, by nie zabić ich od razu, ale żeby pojmać jeszcze żywymi. I dopiero wtedy rozpoczęła się ich straszliwa gehenna zakończona okrutną śmiercią. Podczas przesłuchania jeden z banderowców opisywał, w jaki sposób zadawali śmierć żołnierzom, którzy nie mogli się już bronić. Powoli i metodycznie odrzynali rezuńskimi nożami ich głowy. Napawali się w jakimś niepojętym, dzikim, demonicznym amoku, nieopisanym krzykiem konających w straszliwych męczarniach ludzi i bryzgającą fontannami krwią z tętnic szyjnych kolegów ojca.


Dowódca kompanii, w której służył mój tata - porucznik Jan Piotrowicz


Pamiętam twarz ojca, kiedy o tym opowiadał. Człowieka, który widział takie bestialstwo, takie zezwierzęcenie. Pamiętam oczy, które we wspomnieniu odnajdywały zapamiętane obrazy i mogły nareszcie oczyścić je łzami. I jego głos, który co jakiś czas wiązł w krtani, jak gdyby zaciskany niewidzialną ręką.

To był jedyny raz, kiedy odważył się o tym mówić i wywołać demony przeszłości. I te pytania, które wtedy postawił:
Powiedz mi synu, kim trzeba być? Jakim człowiekiem, by uczynić drugiemu coś takiego i czuć z tego powodu jeszcze jakąś chorą radość i opętańczą satysfakcję? Nadal dźwięczą mi w uszach. Stąd rodzi się złość i gniew, kiedy okazuje się, że śmierć tych chłopców, ich ofiara jaką złożyli z własnego życia, by zakończyć terror zbrodniarzy, jest dla obecnie rządzących bez żadnego znaczenia. Bez wartości. Tak jakby to wszystko nigdy nie miało miejsca. Tylu wspaniałych chłopaków oddało bez wahania swoje młode życie, żeby dziś rządziły nami takie szumowiny i szubrawcy…

Jacek Boki - Elbląg 13-14 styczeń 2017 r.

 Warto Rozmawiać 12.01.2017



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.