sobota, 8 stycznia 2022

Od agenta CIA do zakamuflowanego wroga nowej normalności

Największy promotor dobrowolnych wszczepień i wolności wszelakich, reglamentowanych naganem - Feliks Edmundowicz Dzierżyński
 
Byłem już w swoim życiu agentem CIA i potencjalnym dywersantem tej szacownej instytucji, potem zaś po latach stałem się ruskim agentem Putina lub naprzemiennie z tym pierwszym określeniem ruską onucą. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że mogę ,,awansować'' jeszcze o szczebel wyżej w tej ,,hierarchii'' największych wrogów ludu, którego to niewątpliwego ,,zaszczytu'', opatrzność daje dostąpić jedynie nielicznym. Więcej, nigdy nawet nie myślałem, że coś takiego może mi się przydarzyć, a jednak tak się stało, choć wcale się o to w jakiś specjalny sposób nie starałem. Ale zacznijmy opowieść tej całej historii, niczym hagady z domu dla obłąkanych od początku. 
W 1987 roku miałem odbyć zasadniczą służbę wojskową w Garnizonowym Węźle Łączności w Elblągu. Kiedy stawiłem się w tej jednostce, musiałem u Pani kadrowej wypełnić kwestionariusz osobowy przed rozmową z dowódcą, którą odbywał z nim obowiązkowo każdy poborowy skierowany do tej jednostki. Gdy Pani kadrowa przeczytała wypełniony przeze mnie formularz, w którym wpisałem, że mam dwie siostry w USA, uśmiechnęła się do mnie i powiedziała: Panie Jacku może Pan być pewien, że po tym co Pan tutaj napisał, nie odsłuży Pan w tej jednostce nawet jednej minuty. W pierwszej chwili myślałem, że żartuje, ale gdy pięć minut później stanąłem przed dowódcą tego przybytku, bardzo szybko przekonałem się, że wiedziała bardzo dobrze co mówi, o czym przekonałem się dosłownie chwilę później. Towarzysz major czytając mój kwestionariusz czerwieniał coraz bardziej, niczym burak przed wyrwaniem go z ziemi i po chwili złapał nerwowo za słuchawkę bezpośredniego telefonu do szefa WKU i drąc się na całe gardło do telefonu, wykrzyczał:
 
,,Towarzyszu kapitanie czy wy wiecie kogo mi tu przysłaliście? Czy zdajecie sobie sprawę, że ten człowiek może być agentem CIA i potencjalnym dywersantem tej agencji?  
 
Po czym walnął z całej siły o widełki telefonu i patrząc z nieskrywaną nienawiścią i pogardą malującą się na jego twarzy w moją stronę, wyskoczył z fotela, niczym z katapulty, z wyciągniętą do przodu prawą rękę, której palec wskazujący wskazywał mi drzwi i wykrzyczał na całe gardło w moją stronę sakramentalne słowo... Wooon!!!''
 
I tak zakończyła się moja zaszczytna służba dla ludowej ojczyzny w schyłkowym okresie jej upadku, w szeregach jej ówczesnej, niezwyciężonej armii.
 
Później dowiedziałem się, że towarzysz major, dowódca GWŁ, posiadał jak na ówczesne standardy, wymagane do kierowania tak ważną i najbardziej wrażliwą zarazem komórką armii, jaką był jej główny węzeł łączności, odpowiedzialny w końcu za komunikację, pomiędzy wszystkimi jej poziomami, tak wysokie wykształcenie techniczne w postaci...  siedmiu klas podstawówki i ósmego korytarza, a na stopień majora, awansowano go od razu z rangi sierżanta, w myśl starej zasady, że nie matura, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera.
 
A, żeby było jeszcze zabawniej, dwa lata po tzw. ,,przemianach'' ustrojowych, towarzysz major, wykrywający do tego czasu, wokół siebie, podsyłanych mu nieustannie agentów CIA i jej potencjalnych dywersantów, już jako emerytowany, czerwony trep, został szefem komórki bezpieczeństwa w Telekomunikacji Polskiej w Elblągu, ale tym razem z zapałem godnym nowo nawróconego neofity, szukał wszędzie i ostrzegł przed wrażą działalnością i grasującymi niemal wszędzie... ruskimi szpionami KGB! I byłoby to nawet zabawne, gdyby nie działo się naprawdę.   

Kiedy w grudniu 2013 roku zacząłem zajmować tematem ukraińskiego ludobójstwa Polaków na Kresach II RP, już po krótkim czasie tak zalazłem za skórę ukraińskim szowinistom w Polsce i ich polskojęzycznym kundlom z szeregów miłościwie nam panujących, magdalenkowych renegatów, że z automatu, awansowałem tym razem na ruskiego agenta Putina i ruską onucę na przemian.Wydawało mi się, że to już koniec i nic nowego w tym względzie nie da się już wymyślić, ale nawet mi się nie śniło, jak bardzo i w tej sprawie się mylę.


 
 



Wczoraj bowiem rozpoczął się nowy etap w moim życiu agenta, albowiem awansowałem w hierarchii wrogów ludu na sam szczyt, o czym nigdy nawet nie śmiałem nawet zamarzyć w swoich najśmielszych wyobrażeniach. Pod koniec grudnia udzieliłem wywiadu Pani Helenie Leman, dziennikarce Tygodnika Przegląd, o swojej działalności kresowej na rzecz prawdy o ukraińskim ludobójstwie, dokonanym na naszych rodakach, zamieszkałych na Kresach Południowo - Wschodnich i o tym jak ukraińskie służby specjalne, dokonały ataku na moje mieszkanie 3 listopada ubiegłego roku. Artykuł zatytułowany ,,Dziwne przypadki kresowych działaczy'', skądinąd znakomity, miał ukazać się właśnie w Tygodniku Przegląd. Opowiadał moją historię zmagań z ukraińskimi szowinistami w Polsce i antypolską władzą, która stara się wdeptać w ziemię prawdę o ludobójstwie naszych rodaków, dokonanym na nich przez ich ukraińskich sąsiadów, a także historię Pana Antoniego Jakóbczyka z Bartoszyc, który od lat zmaga się z podobnymi kłopotami, ze strony naszych ukraińskich przyjaciół, mieszkańców Bartoszyc, udających polskich obywateli. Wczoraj jednak dowiedziałem się, że redakcja Tygodnika Przegląd, nie dopuści do publikacji tego tekstu, bynajmniej nie z powodu jego zawartości merytorycznej, bo tu nie miała się do czego przyczepić,  ale dlatego, że... jedna z głównych decydentek tego pisma, niejaka Pani Joanna Wielgat, odkryła z ,,przerażeniem'' na moim blogu, że... jestem... antymaseczkowcem i antyszczepionkowcem! A dla takich ludzi jak ja, nie ma miejsca na łamach tygodnika Przegląd. Jednak na jakiej podstawie pani Wielgat stwierdziła autorytatywnie, że jestem wrażym antyszczepionkowcem, tego już w swoich wynurzeniach, nie objawiła? W swoim dotychczasowym bowiem ponad pięćdziesięcioletnim życiu, przyjąłem w dzieciństwie cztery podstawowe szczepionki przeciwko durowi brzusznemu, gruźlicy, ospie prawdziwej i jeszcze jakiejś chorobie, której dziś już nie pamiętam. Jedno jest natomiast pewne, że były to szczepionki, które przeszły wówczas wszelkie, wymagane badania kliniczne, znana była ich skuteczność i wszelkie, ewentualne skutki uboczne, zarówno te krótko, jak i długoterminowe, czego absolutnie nie można powiedzieć o żadnym z tych preparatów, którymi obecnie szprycuje się bez opamiętania ludzi, a które do chwili obecnej, nie przeszły żadnych badań klinicznych, nie jest znany oficjalnie ich skład, skutki uboczne, te krótko, jak i długo terminowe, choć już zmarło po podaniu tych preparatów prawie 60 tysięcy ludzi na całym świecie, a kilka milionów zmagać się będzie niepożądanymi skutkami ubocznymi tych preparatów genowych, w postaci trwałego kalectwa, jakie stało się ich udziałem na skutek przyjęcia tej trucizny, do końca swego życia, często w straszliwych męczarniach. O braku jakiejkolwiek odpowiedzialności ze strony tych karteli farmaceutycznych, które w swojej zbrodniczej działalności, przebiły już dawno, o wszystkie możliwe długości osławione kartele narkotykowe, takie chociażby jak ten z Medelin, czy okryte ponurą sławą kartele meksykańskie, które przy nich wyglądają na harcerzy mających mleko pod nosem, już nie wspominając.

W podtekście tych słów pani Joanny Wielgat, płynie jednocześnie, zawoalowane zalecenie i przesłanie, że dla takich ludzi jak ja i mnie podobnych, nie tylko nie ma i nigdy nie powinno być miejsca w jakichkolwiek mediach w Polsce i nie tylko zresztą w nich, ale w ogóle w ,,zdrowym'', socjalistycznym społeczeństwie, nowej odsłony, ,,nowego ładu'', najnowszej wersji, powszechnej światowej szczęśliwości, jaką dla nas zaprojektowali, gdyż miejsce takich myślozbrodniarzy i kontrrewolucjonistów jak my, jest w najlepszym razie w obozach reedukacyjnych, a najlepiej w dołach z wapnem, z kulą w potylicy, jaką to metodą miłośnika wolności wszelakich, czyli Feliksa Edmundowicza, usuwali jeszcze nie tak dawno wypróbowani towarzysze, stojący na pierwszej linii frontu walki o nowy wspaniały świat, wszelki element zbędny i nieprzystosowany, do wizji czerwonego raju na ziemi. Jeśli ktoś jeszcze dzisiaj wyobraża sobie, że może teraz będzie inaczej, niż działo się to w latach 1917 - 1956, ten nie wie, na jakim żyje świecie i nie rozumie niczego z otaczającej go rzeczywistości i z tego w jakim kierunku zmierzają wszystkie obecne wydarzenia, jakie dzieją się na świecie.


Jacek Boki - Elbląg

3 Styczeń 2022 r.

 
 

2 komentarze:

  1. Szanowny Panie Jacku. Historię piszą zwycięzcy albo ignoranci. Ci ostatni z różnych kręgów na typowe zapotrzebowanie. Dawni bohaterowie w walce o granice i zachowanie pokoju po II w.św. są dzisiaj deprecjonowani. Zdzierane są napisy o ich chwale z pomników. Żołnierzom WOP odbiera się honor i pamięć. Zbrodniarze są na "pomniku". Dzisiaj wobec "gorących granic" stoimy "murem za mundurem". Aczkolwiek w takiej "chwili próby" już słychać słowa o niegodnym postępowaniu Straży Granicznej. Co będzie za kilka lat? Czy kolejni rządzący staną przy nich "murem" ? Wątpię. Dzisiaj ważne są konspekty, "szczepionki" dla wojska i Straży Granicznej. Jedno jest pocieszające, że Pan , Żołnierz w czasie wysłuchania publicznego w Sejmie, Pani Kurator z Małopolski głośno mówią o tym co myślą ludzie wokół. Jesteście jak załoga Westerplatte, która była nadzieją i otuchą w kolejnych komunikatach radiowych spikera Polskiego Radia okresu napaści Niemców we wrześniu 1939 r. : „Westerplatte broni się nadal!” .

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest Pan odciętą/ lecz nigdy NIEopuszczoną placówką Polski- na skażonym terenie #3rp.
    Niech Bóg dodaje sił do tej pracy i walki
    Eugen

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.