Wesprzyj moją działalność. Nie robię bowiem tego sam dla siebie. Nie ma również wolnej, medialnej działalności, bez wsparcia wolnych ludzi.
PKO BP SA Numer konta: 44 1020 1752 0000 0402 0095 7431
Ta zbrodnia wojenna UPA została tak „intensywnie” zapomniana, że dzisiaj nie tylko nie znamy dokładnej daty jej popełnienia, lecz można mnożyć wątpliwości, czy w ogóle miała miejsce. Zorganizowana na wielką skalę akcja OUN-UPA niszczenia strażnic WOP w Bieszczadach, była przeprowadzana w I kwartale 1945 roku. Natomiast słowacki żołnierz zeznał, że widział pomordowanych żołnierzy polskich ze strażnicy WOP w Barwinku, w IV kwartale 1946 roku. Jest pewny tylko jednego – napad nastąpił w czwartek o świcie.
Barwinek wieś w Beskidzie Niskim. Już od wczesnego średniowiecza przebiegał tędy, jeden z ważniejszych traktów komunikacyjnych i handlowych z Węgier do Polski. Sotnie, które grasowały w Bieszczadach, bardzo często zapuszczały się w odległe rejony, by siać strach i terror. Była późna jesień 1946 roku. Odział dowodzony przez „Chrina”, postanowił rozprawić się z małą placówką WOP w Barlinku. Ta zbrodnia odeszłaby w zapomnienie, gdyby nie przypadkowo odnalezione zeznania Słowackiego żołnierza Juraja Chyry. Tak wspomina tamten dzień.
,,Podczas pobytu w tej okolicy, przeżyłem jedno z najstraszniejszych wydarzeń w moim życiu. Dotyczy dowódcy polskiej jednostki w Barwinku. Pewnego porucznika i innych. Żałuję, że jego nazwisko nie zachowało się w mojej pamięci. Ten oficer w tym czasie miał mieć ślub i wesele. Poznaliśmy też jego narzeczoną. Przecież była z nim wiele razy. Także podczas naszych odwiedzin. Dla uczczenia tego ważnego w życiu kroku, zaprosił z naszej strony więcej gości. Szykowaliśmy się z radością na wesele i przygotowywaliśmy prezenty dla przyszłych małżonków. Wesele tego porucznika miało odbyć się w Barwinku, w tamtejszych koszarach wojskowych [autor ma na myśli strażnicę WOP]. Narzeczony ustalił termin na czwartek po południu. Jej dokładnej daty już nie pamiętam. Wydaje mi się, że już była chłodna jesień. Tego dnia nam szczególnie zależało na naszym wyglądzie. Każdy był ogolony, naperfumowany, mundur miał wyprasowany. Już tylko czekaliśmy na środek transportu, który miał zawieźć na umówione miejsce. W trakcie oczekiwania, znienacka przybiegają zdyszani łącznicy z Barwinka. Jednym tchem wyrzucają z siebie:
„Napadli na nas banderowcy. Dowódca i jego narzeczona nie żyją, a także kilku żołnierzy. Wyślijcie natychmiast waszych ludzi...”
Taka wiadomość nam wszystkim zaparła dech w piersiach. W tym momencie, krew zastygła nam w żyłach. Ale to było coś okropnego. Człowiek się przygotowuje na tańce, wspaniałą zabawę, a tu masz, zamiast niej przychodzi śmierć. Dowódca ogłosił alarm, słowackie oddziały pobrały broń, amunicję i wyruszyły aby pomścić Polaków. Do parterowego budynku, w którym w Barwinku znajdowały się koszary, zbliżaliśmy się z ciężarem sercem. Przecież każdy z nas był zszokowany stratą takiego dobrego człowieka i jego przyszłej żony.
Gdy tylko weszliśmy poza ogrodzenie, natychmiast natrafiliśmy na dwa martwe ciała. Byli to żołnierze Wojska Polskiego. Prawdopodobnie wartownicy, z którymi rozprawili się w pierwszej kolejności. Następne ciała były przywiązane do rosnących w pobliżu drzew. Niektórzy jeszcze żyli, pozostali byli już od dłuższego czasu martwi. Zastrzelony został także pies tropiący, jego smyczą był przywiązany do drzewa jeden z żołnierzy. Innym oznakom zastosowanej przemocy, nie poświęciliśmy więcej uwagi. Chcieliśmy jak najszybciej wejść do budynku.
Co zobaczyliśmy w pokoju dowódcy? Porucznik był zupełnie nagi przywiązany do szafy pancernej. Prawdopodobnie po to, aby się nie mógł ruszyć nawet o krok. Włosy miał spalone. Z całą pewnością opalili mu je papierem, ponieważ wokół leżało wiele niedopalonych kartek. Przyrodzenie i pozostałe części ciała były zwęglone. Musiało to być coś przerażającego, co się tutaj działo. Ciało nieboszczyka było całe we krwi i posiniaczone. Pod koniec tej męczeńskiej procedury został zastrzelony. Nawet dla najsilniejszego mężczyzny to było zbyt wiele.
Podobny widok przedstawiało także ciało jego przyszłej pani. Także ona była naga i przywiązana do stojącej naprzeciw szafy. Także ona miała włosy spalone na głowie i na innych częściach ciała. Także ona była przez tych faszystowskich wyrodków bita i torturowana, ponieważ jej biała skóra, była jednym wielki siniakiem. Straszny był widok tego młodego okaleczonego ciała, które jeszcze mogło żyć, dać życie następnym pokoleniom... A tu ją spotkał taki los...
Obydwa ciała uwolniliśmy z wymuszonej więzami pozycji, położyliśmy na podłodze i przykryliśmy kocem. Pościg za sprawcami tej zbrodni, nie dał żadnego rezultatu. Po wysłuchaniu relacji kilku ocalałych polskich żołnierzy, na szczęście będących w czasie tragedii w terenie, dlatego było mniej ofiar, doszliśmy do wniosku, że banderowcy wtargnęli do budynku wcześnie rano, gdy dopiero zaczynały się przygotowania do weselnej uczty. Pojawili się znienacka, gdy nikt się ich nie spodziewał. Każdy był zajęty swoja pracą, Gdyby nie przygotowania do wesela, być może nie doszłoby do nieszczęścia...W dniu swojego ślubu młodzi umierali w mękach, patrząc sobie w oczy....Dusze pomordowanych nie pragną zemsty, pustych słów. Potrzeba im modlitwy, sprawiedliwej pamięci. I prawdy.''
Dorzuć
się do mojej pracy. W chwili obecnej jest to dla mnie bardzo ważne, a każde wsparcie będzie obecnie dla mnie dużą pomocą.
Zamiast finansować ukraińskich pogrobowców morderców naszych rodaków,
dorzuć się do mojej działalności. Będę mógł przynajmniej spokojnie
opłacić dzięki temu internet, telefon i rachunki za energię. Moja praca
to setki godzin spędzane na wyszukiwaniu materiałów, ich tłumaczeniu,
opracowywaniu, a następnie publikacji. Więc wszelka pomoc finansowa dla
mnie w tej chwili, gdy robię to jeszcze w postępującej chorobie, będzie
bardzo mile widziana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.