środa, 18 października 2023

WYCHOWYWANIE ŻYCIOWYCH KALEK

 


Każdego dnia, gdy jestem już na końcówce swojego codziennego, porannego spaceru z psem, przechodzę obok szkoły, w której do końca swego życia uczyła moja Śp. małżonka. I jakiż to widok powtarza się tam nieustannie od lat, a właściwie już od 30 ostatnich lat, i wcale bynajmniej to co obserwuję tam każdego poranka, nie jest jakimś odosobnionym przypadkiem, bo dokładnie to samo dzieje się pod wszystkimi innymi podstawówkami w Elblągu, ale również i w całej Polsce, i to stwierdzenie, nie jest z mojej strony żadną przesadą. Wystarczy pofatygować się w takie miejsca choćby tylko przez kilka dni, żeby zaobserwować to samo wszędzie, co ja widzę każdego dnia pod tą tylko jedną placówką edukacyjną, a mianowicie...
Mamunie i tatusiowie podwożą pod samą bramę szkoły swoje pociechy, a następnie każdy z nich bierze na swoje ramię ich plecak i prowadzą je za rączki do samej szatni. I po południu ta sama historia się powtarza, gdy odbierają swoje dzieci ze szkoły.
I tego rodzaju przypadki nie ograniczają się bynajmniej wyłącznie do dzieci klas 1-3, ale w ogromnej większości to samo powtarza się również w przypadku już tych starszych pociech swoich mamusi i tatusiów z klas 4-8.


Trochę lepiej jest pod tym względem na wsiach, ale zaznaczam, TROCHĘ, bo tam także wielu rodziców robi każdego poranka to samo, co rodzice w miastach, tyle, że z innego powodu, ale po południu, ich dzieci rozwożą, do często odległych miejsc ich zamieszkania już szkolne autokary, które również nie podwożą ich pod same domy, ale tylko do rozwidleń dróg, często polnych, którymi następnie wędrują już same po pół do kilometra, zanim dotrą do swoich domów.


I tak właśnie przebiega ta masowa produkcja życiowych kalek i późniejszych nieudaczników, których mamusie i tatusiowie odwożą w miastach pod same drzwi szkoły prawie do 15 roku życia i jeszcze na terenie szkoły, rano i po południu niosą na swoich własnych ramionach ich plecaki w tą i z powrotem, zamiast one same.


Pamiętam do dziś, jak to było w moim przypadku, gdy poszedłem do pierwszej klasy podstawówki mając 7 lat. Ojciec zaprowadził mnie do szkoły TYLKO pierwszego dnia, żeby pokazać mi drogę do niej. Jednak z powrotem prawie dwa kilometry wracałem do domu już sam i tak było już zawsze i to także w odniesieniu do osób wszystkich moich ówczesnych kolegów i koleżanek. Rano i po południu z buta dwa kilometry z tornistrem na plecach w jedną i drugą stronę. I to czegoś uczyło człowieka od najmłodszych lat i było zarazem piękne, że rodzice ufają ci, że nie pobłądzisz gdzieś na manowce i trafisz do domu sam, ucząc tym samym przy okazji, stopniowo odpowiedzialności za samego siebie i własne decyzje, oraz kształtując wyobraźnię. A dziś. Szkoda nawet gadać. 

 

 

 

 

 

Jacek Boki - 18 października 2023 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.