Potłuczona tablica z nazwiskami banderowskich zbrodniarzy stała się dla dyrektora ukraińskiego IPN wystarczającym pretekstem do braku zgody na ekshumacje i upamiętnienie ofiar rzezi na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej.
Instytut Plugawienia Narodu lub Instytut Preparowania Nowopolaków – to moim zdaniem jedyne racjonalne rozszerzenia dla skrótu IPN, formalnie oznaczającego „Instytut Pamięci Narodowej”. Pierwsze z określeń ma swoje uzasadnienie m.in. w przypisywaniu Polakom przez tę instytucję mordu na żydowskich mieszkańcach Jedwabnego. Określenie drugie ma związek z negowaniem zasług osób lub formacji stających w obronie Polaków (vide: Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego walczący z bandami UPA), przy jednoczesnym kreowaniu na bohaterów antypolskich zbrodniarzy, włącznie z banderowcami.
Przy okazji – w ostatnim przypadku IPN ma nawet swojego zdecydowanego idola w postaci niejakiego Józefa Piłsudskiego. Tymczasem osoby ceniące fakty znają tę litewską kreaturę („Ja chytra Litwina jestem”) nie tylko jako austriackiego i niemieckiego szpicla, protestanckiego przechrztę, tchórza (dymisja z funkcji naczelnego wodza przed Bitwą Warszawską), samozwańczego marszałka oraz zaawansowanego syfilityka ale także, a ściślej – przede wszystkim jako bezpośredniego sprawcę śmierci setek tysięcy obywateli Rzeczypospolitej Polskiej. Na tę przerażającą wielkość składa się bowiem nie tylko pucz majowy z 1926 roku ale także realizowana w interesie Niemców tzw. wyprawa kijowska (1920) oraz Traktat Ryski (1921) na mocy którego zwycięska ponoć Polska pozostawiła pokonanym Sowietom znaczną część Kresów z Polakami w liczbie około półtora miliona. Conajmniej jedna trzecia z nich została zamordowana lub zmarła w konsekwencji zesłań, katorgi i głodu. Szyderczą puentą do powyższych faktów niech będzie umieszczony na honorowym miejscu w gdańskim oddziale IPN portret „wielkiego Ziuka” na Kasztance (patrz zdjęcie poniżej).
Wydawało mi się, że funkcjonariusze Instytutu Plugawienia Narodu już niczym więcej mnie nie zaskoczą. Myliłem się bardzo. Wystarczyła lektura opublikowanego 21 czerwca br. oświadczenia IPN, nawiązującego do wywiadu udzielonego przez niejakiego Antona Drobowycza, szefa ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej (co za podobieństwo nazw!). Treść tego oświadczenia szokuje tak bardzo, iż skontaktowałem się z podpisanym pod nim Rafałem Leśkiewiczem, dyrektorem Biura Rzecznika Prasowego i zarazem rzecznikiem prasowym Instytutu Pamięci Narodowej. Chciałem upewnić się, komu przypisać opinie i sformułowania zawarte w oświadczeniu; jemu jako rzecznikowi, czy IPN jako całości? Okazało się, że to drugie, a jeszcze ściślej; oświadczenie jest wyrazem poglądów kierownictwa IPN, włącznie z jego prezesem Karolem Nawrockim.
W swoim wywiadzie, zamieszczonym 16 czerwca br. na portalu glavcom.ua Drobowycz (na zdjęciu poniżej) posuwa się do wielu oczywistych oszczerstw i oskarżeń pod adresem Polski lecz jedno jest szczególnie istotne: nie będzie zgody na „ekshumacje Polaków pochowanych (podkreślenie moje – H. Jez.) na Ukrainie ponieważ ukraińskie groby w Polsce są nadal zagrożone”. Jako najbardziej wymowny przykład podał zniszczenie tablicy na grobie zbrodniarzy z OUN-UPA w podkarpackiej wsi Werchrata na wzgórzu Monasterz (patrz zdjęcie poniżej). Dla szefa ukraińskiego IPN odosobniony akt wandalizmu wobec pomnika – podkreślmy to wyraźnie – wzniesionego nielegalnie w 1993 roku staje się wystarczającym pretekstem do braku zgody na ekshumacje i chrześcijański pochówek przynajmniej części z blisko 200 tysięcy polskich ofiar banderowskiego ludobójstwa. Bezczelność, tępota, spontaniczna erupcja żydochazarsko-kozackich genów? A może pełna świadomość nieograniczonej bezkarności w relacjach ze spolegliwymi Lachami?
Dyrektor ukraińskiego IPN Anton Drobowycz w roli bojownika z rosyjskimi najeźdźcami. Siekiery i kilofy wystarczą?
Odpowiadając na te pytania warto dopowiedzieć kim jest sam Anton Dobowycz oraz czym w strukturach ukraińskiego pseudopaństwa zbudowanego na fundamencie banderowskiej ideologii jest tamtejszy IPN. Zacznijmy od prezesa tej instytucji. To dyspozycyjny pajac wykreowany na bohatera łączącego czynną walkę na froncie z pełnieniem funkcji szefa instytucji kształtującej historyczną świadomość Ukraińców. W rzeczywistości Dobowycz to zwykły dekownik oddelegowany na głębokie tyły frontu, aby mógł bezpiecznie łączyć rolę np. „konserwatora” siekier i kilofów (patrz zdjęcie poniżej) z funkcją szefa instytucji decydującej o pośmiertnych losach tysięcy ofiar ukraińskiego ludobójstwa.
No właśnie… Czy IPN w wersji ukraińskiej to instytucja, jeśli nie bardziej poważna to przynajmniej równorzędna w formalnych kompetencjach przyznanych IPN w wersji polskiej. Nic z tych rzeczy. „Nasz” IPN powoływany jest przez Sejm, po uprzedniej akceptacji Senatu i jako taki posiada status organu niezależnego od rządu, podobnie jak np. Najwyższa Izba Kontroli, której niezależności – zwłaszcza pod kierownictwem prezesa Mariana Banasia – kwestionować nie sposób. Tymczasem IPN banderowski to tylko jeden z departamentów tamtejszego Ministerstwa Kultury i Polityki Informacyjnej podległego Radzie Ministrów, a w dalszej kolejności – żydochazarskiemu błaznowi w randze prezydenta.
Powyższe usytuowanie Antona Dobowycza w strukturach ukraińskiej władzy jest wystarczającym pretekstem, aby poprzestać na jedynej racjonalnej odpowiedzi ze strony IPN warszawskiego; ostrym proteście skierowanym przynajmniej do bezpośrednich przełożonych szefa IPN kijowskiego przeciwko jego kłamstwom oraz – co ważniejsze – niedopuszczalnym uzależnianiu ewentualnej zgody na ekshumacje ofiar ukraińskich mordów od przywrócenia tablicy z nazwiskami bandytów OUN-UPA na nielegalnym pomniku.
Niestety, oświadczenie kierownictwa IPN z jego prezesem Karolem Nawrockim na czele bardziej przypomina skamlanie kundla niesłusznie uderzonego przez swojego pana niż naturalną, zdecydowaną reakcję poważnej – przynajmniej z definicji i posiadanych uprawnień – instytucji.
Prezes tzw. ,,Instytutu Pamięci Narodowej'', a w rzeczywistości Instytutu Plugawienia Narodu - śmierdzący tchórz Karol Nawrocki (JB)
Już na wstępie autorzy potulnie przytakują stwierdzeniu Antona Drobowycza, że podstawowymi kwestiami determinującymi współpracę między instytucjami państwa polskiego i ukraińskiego są „prawda historyczna oraz uczciwość”. Osobiście wolałbym poprzestać tylko na samej prawdzie, bowiem ta z przymiotnikiem „historyczna” sugeruje opieranie się nie na faktach lecz na dywagacjach historyków, którzy dobrze wiedzą jakiej „prawdy historycznej” oczekują od nich pracodawcy, najczęściej budżetowi czyli opłacani z naszych podatków ale także reprezentujący obcą agenturę zwaną górnolotnie fundacjami.
I dalej poznajemy sformułowania potwierdzające, że funkcjonariusze IPN, w tym działającej w jego strukturach Komisji Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, robią bardzo wiele, aby w niczym nie uchybić wrażliwości banderowskich pomiotów udowadniających także współcześnie, że morderczych genów bynajmniej nie utracili. Dowiadujemy się zatem z oświadczenia, że:
a) Polacy na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej byli mordowani w latach 1943 – 1945 przez „zbrodniczą formację Ukraińskiej Powstańczej Armii”.
Pomijając fakt, iż mordy trwały co najmniej do roku 1947 warto podkreślić, że w ramach UPA nie istniała żadna wydzielona „zbrodnicza formacja” bowiem zabijanie Polaków było „specjalnością” wszystkich członków tej organizacji.
b) Po zniszczeniu w styczniu 2020 roku tablicy z nazwiskami 62 członków UPA we wsi Werchata, strona polska odtworzyła tablicę z napisem w językach polskim i ukraińskim. Pominięto natomiast listę nazwisk, bowiem „budzi ona poważne zastrzeżenia strony polskiej i wymaga weryfikacji”. Te zastrzeżenia zostały przedstawione stronie ukraińskiej. IPN dodaje w swoim oświadczeniu, że w czerwcu 1995 roku Andrzej Przewoźnik, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, doprowadził do zawarcia porozumienia ze Związkiem Ukraińców w Polsce, które stało się podstawą do zalegalizowania pomnika, wzniesionego nielegalnie w 1993 roku.
No i proszę, przedstawiciele narodu mordowanego w bestialski sposób przez banderowców bez specjalnej zwłoki legalizują pomnik ku czci kilkudziesięciu z nich, a teraz nie godzą się, aby na odtworzonej tablicy widniały nazwiska zbrodniarzy. Zaiste, iście szaleńcza „odwaga”…
Mimo wyjątkowej potulności wobec strony ukraińskiej (powyższy przykład nie jest jedynym tego rodzaju), ta jakoś nie kwapi się z wyrażeniem zgody zarówno na prace poszukiwawcze jak i ekshumacyjne polskich archeologów. Dla wzmocnienia swoich argumentów w tej kwestii i zapewne udowodnienia, że banderowcy w rodzaju A. Drobowycza bezzasadnie walą polskie władze po przymilnych gębach, w IPN-owskim oświadczeniu zawarto wykaz wniosków, które albo dotąd nie doczekały się rozpatrzenia, albo spotkały się ze zdecydowana odmową. To bardzo pouczająca lektura. Poniżej kilka faktów:
Huta Pieniacka, (obwód lwowski).
W ramach podjętych prac planowano odnaleźć miejsca pochówku ofiar akcji pacyfikacyjnej polskiej ludności cywilnej z 8 lutego 1944 roku w wyniku której śmierć poniosło około 1000 osób. Zbrodni dokonali, według śledztwa polskiego IPN, żołnierze niemieccy narodowości ukraińskiej z 4. Pułku Policyjnego SS14 Dywizji SS „Galizien”, pod dowództwem niemieckiego kapitana, wraz z okolicznym oddziałem Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) i oddziałem paramilitarnym składającym się z nacjonalistów ukraińskich, pod dowództwem Włodzimierza Czerniawskiego. 18 lutego 2020 roku w Wydziale Architektury administracji lwowskiej złożono wniosek o prace poszukiwawcze. 15 kwietnia 2020 roku organ administracji przesłał wniosek do zaopiniowania do Ministerstwa Kultury, Młodzieży i Sportu Ukrainy oraz do Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej; odpowiedzi przez ponad 3 lata nie uzyskano.
Stanisłówka (obwód lwowski).
Prace poszukiwawcze szczątków dwóch żołnierzy Armii Krajowej (znanych z imienia, nazwiska i stopnia) z oddziału ppor. Onufrego Kuźniara „Popiela”, obrońców wsi poległych podczas jej obrony w 1944 roku. 18 lutego 2020 roku w Wydziale Architektury administracji lwowskiej złożono wniosek o wydanie zgody na prace poszukiwawcze; 15 kwietnia 2020 roku organ administracji przesłał wniosek do zaopiniowania do Ministerstwa Kultury, Młodzieży i Sportu Ukrainy oraz do Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej; odpowiedzi przez ponad 3 lata nie uzyskano.
Małe Hołoby (obwód wołyński).
Prace poszukiwawcze przez IPN mogiły ks. Józefa Szostaka i brata Piotra Mojsijonka, którzy zginęli 5 kwietnia 1943 roku w lesie koło Małych Hołób. 21 stycznia 2020 roku złożono wniosek na prace poszukiwawcze do Wydziału Kultury w Łucku. Wniosek nie uzyskał akceptacji. Po przeprowadzeniu postępowania odwoławczego Wydział Kultury 12 maja 2020 roku ostatecznie odmówił wydania zgody.
Tynne (obwód rówieński).
Prace poszukiwawcze miejsca pochówku żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza – kontynuacja prac poszukiwawczych prowadzonych od 2012 roku pod patronatem b. Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. 4 lutego 2020 roku w Wydziale Kultury w Równem złożono wniosek na prace poszukiwawcze; program prac został zaakceptowany przez rówieńską administrację. 2 marca 2020 roku złożono wniosek o wydanie zgody na prace do Ministerstwa Kultury, Młodzieży i Sportu Ukrainy. Odpowiedzi do dzisiaj nie otrzymano.
Podobne wnioski strona polska składała w związku z potrzebą podjęcia prac poszukiwawczych ofiar Operacji Polskiej NKWD 1937–1938, Września 1939 czy też Zbrodni Katyńskiej. Wszystkie zostały załatwione przez stronę ukraińską odmownie bądź nie uzyskano żadnej odpowiedzi.
Powyższa lista – podobnie zresztą, jak dalsze obszerne wyjaśnienia zawarte w oświadczeniu – stanowią dla funkcjonariuszy IPN koronny argument, iż na krytykę ze strony dyrektora ukraińskiego IPN, zarazem gieroja „walczącego” na głębokich tyłach frontu nie zasługują. Dla nas jednak jest to oczywista lista hańby i potwierdzenie bezsilności oraz kompromitującego kundlizmu wobec organów państwa, którego utrzymanie kosztuje Polaków dziesiątki miliardów złotych.
Swoje oświadczenie prezes IPN, Karol Nawrocki kończy wzniosłym apelem:
„Zbliżająca się 80. rocznica ludobójstwa na Wołyniu może się stać szansą dla Ukrainy by raz na zawsze zamknąć sprawę rozliczenia się z bolesną, zarówno dla Ukraińców jak i Polaków, przeszłością. Wywiad Antona Drobowycza, nasycony nieprawdziwymi stwierdzeniami i wprowadzający w błąd opinię publiczną co do rzeczywistego stanu spraw, z pewnością temu celowi nie służy.
Gesty i deklaracje czas zastąpić faktycznymi działaniami, w efekcie których możliwe będzie podjęcie przez polski IPN prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych, by godnie upamiętnić niewinne ofiary ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej – zbrodni ciążącej na naszych wzajemnych relacjach.”
Oby nie zdziwił się zerową skutecznością swoich oczekiwań. Anton Drobowycz – podobnie zresztą jak większość postbanderowskiej „elity” – pokazał dokładnie, w jakiej części ciała lokuje racje i argumenty płynące ze strony polskiej. I właśnie dokładnie w tym kierunku pełzają wysocy funkcjonariusze polskiej wersji IPN. Nietrudno domyślić się co zrobią, gdy dotrą do celu…
Po takiej wypowiedzi Antona Drobowycza reakcja polskich władz powinna być natychmiastowa. Brak zgody na ekshumację to : brak dostaw sprzętu wojskowego na Ukrainę , deportacja wszystkich tzw. "uciekinierów" z powrotem na Ukrainę i blokada przejść granicznych. No ale do tego to trzeba być Polakiem a nie polskojęzycznym politykiem.
OdpowiedzUsuń