wtorek, 3 sierpnia 2021

„Kto nie rozumie problemu Birczy, powinien milczeć!”


,,Gdybyśmy mieli lepszych dowódców, to Birczy by nie było, która to na tym terenie spędza sen z oczu wielu ludziom” – Mirosław Huk ps. Hryhor, prowydnyk I Okręgu OUN tzw. Kraju Zakierzońskiego’’.

Małe miasteczko Bircza leży na terenie Pogórza Przemyskiego. Obecnie miejscowość administracyjnie należy do powiatu przemyskiego i województwa podkarpackiego.

Obszar Birczy znalazł się w latach 1945-1946 w strefie działania 26. taktycznego odcinka "Łemko". W jego skład wchodziły 4 sotnie: Burłaka, Huneczki, Jawa i Łastiwki.

CYTUJĘ

„W Birczy, napadanej wielokrotnie, miały miejsce trzy ważne walki z UPA, które uratowały miasto, jego mieszkańców i wszystkich uciekinierów z pobliskich miejscowości, którzy znaleźli w nim swoje ocalenie przed całkowitą zagładą. Po stronie polskiej ataki banderowskie odpierali żołnierze frontowi z 17 DP, 9 DP i 12 DP oraz milicjanci – wśród nich byli żołnierze Armii Krajowej, którzy wstępowali do MO na rozkaz Komendy Głównej Armii Krajowej, by bronić ludności cywilnej Podkarpacia przed banderowskim ludobójstwem. Żołnierze ci wcześniej walczyli z Niemcami, byli wśród nich kresowianie (np. żołnierz 27. WDP AK, Stefan Dominik Demczuk „Ryś”, przedwojenny zawodowy żołnierz, podoficer, był w zwiadzie konnym I kompanii 19 pułku Zgrupowania „Osnowa”).” KONIEC CYTATU

Sytuacja zagrożenia pozostała po przejściu frontu sowiecko-niemieckiego i sprawiła, że w pierwszych miesiącach 1945 r. nastąpił kolejny wzrost aktywności banderowców. M.in. 20 kwietnia 1945 r. zbrojne grupy OUN zaatakowały Borownicę, w pobliżu Birczy. Banderowcy spalili znaczą część zabudowy w tej miejscowości i zamordowali od 60 do 114 osób. Po napadzie wioska została opuszczona przez ludność polską. OUN zamierzała całkowicie oczyścić z Polaków tereny na wschód od Sanu.

Mieszkańcy polskich osiedli na Pogórzu Przemyskim od wiosny 1945 r. stale obawiali się napadów i nocowali po polach lub prowizorycznych schronach. W tych warunkach mieszkańcy Birczy wysyłali do Warszawy delegacje z prośbą o ulokowanie w miasteczku stałego garnizonu. Tak sprawę relacjonowała kronika parafialna: Delegacje z Birczy jeździły kilka razy do Warszawy, aby przysłano wojsko do obrony. Trudno jednak było doczekać się tego wojska. W Warszawie nie wierzono, że tutaj dzieją się takie morderstwa. Wojsko Polskie do Birczy przybyło dopiero 5 sierpnia 1945 r., co było zgodne z oczekiwaniami jej mieszkańców i rzesz uciekinierów z okolicznych miejscowości.

Nawet biskup przemyski Franciszek Barda błagał komunistów o ochronę ludności polskiej przed UPA – czy on też jest czekistą? Kto nie rozumie problemu Birczy, powinien milczeć!

W sprawie palenia i rabowania wsi polskich w pow. przemyskim, jarosławskim i sanockim przez Ukraińców z interwencją do Ministra Obrony Narodowej w dniu 25 czerwca 1946 r. wystąpił biskup przemyski obrządku łacińskiego Franciszek Barda. We wspomnianym liście ks. biskup zwraca uwagę na

CYTUJĘ

„...wypadki, które rozgrywają się w ziemi przemyskiej, jarosławskiej i sanockiej. Od szeregu miesięcy palą się wsie, ludność traci mienie – dach nad głową, a tu i ówdzie życie. Dotychczasowe próby obronne nie zlokalizowały napaści ukraińskich, bo bandy systematycznie idą naprzód i szerzą dzieło zniszczenia konsekwentnie. Wzmaga się nędza tysięcy Polaków, którzy słusznie spodziewają się w swym kraju bezpieczeństwa życia i mienia. Jako pasterz diecezji przemyskiej (…) czuję się dotknięty wspomnianą pożogą i nie mogę patrzeć obojętnie na te straszne w skutkach wydarzenia tak boleśnie dotykające moich wiernych i dlatego zwracam się do P. Marszałka z prośbą, aby zechciał zaradzić łaskawie opłakanym skutkom.” W odpowiedzi na powyższy list w dniu 2 lipca 1946 r. odpowiedział szef gabinetu Naczelnego Dowódcy – Ministra Obrony Narodowej płk. Łętowski. Zapewnił on ks. biskupa, iż „…przedstawiona sytuacja stanowi w obecnej chwili przedmiot szczególnego zainteresowania ze strony Naczelnego Dowództwa. W związku z tym należy spodziewać się w najbliższym czasie zdecydowanej poprawy” . KONIEC CYTATU

W drugiej połowie 1945 r. sotnie UPA opanowały tereny wiejskie w pasie od Jaślisk w Beskidzie Niskim po Tomaszów Lubelski. Od jesieni 1945 r. UPA przeprowadziła szeroko zakrojoną akcję antypolską. Na Pogórzu Przemyskim niszczono m.in. Pawłokomę, Sielnicę, Dylągową, Bratkówkę, Łączki, Starą Birczę, Hutę Brzuską, Rudawkę i Korzeniec. UPA atakowała w celu całkowitego zniszczenia nawet garnizony obsadzone przez batalion wojska, m.in. dwukrotnie garnizon w Birczy, dwukrotnie w Baligrodzie, raz w Kuźminie . Pomimo nieudanych napadów na Birczę kierownictwo OUN ze względów prestiżowych nie zrezygnowało z planów zniszczenia garnizonu w tej miejscowości.

I tak.

Pierwszy atak na Birczę miał miejsce 22 października 1945 roku, równocześnie z napadem na sztab i pododdziały manewrowe 30. pułku piechoty WP w Kuźminie. Atak został odparty.

Drugie natarcie nastąpiło 30 listopada 1945 roku. Brała w nim udział sotnia Burłaka. Wobec niepowodzeń zdecydowano o podjęciu

Trzeciego rozstrzygającego ataku, którego termin wyznaczono na 6/7 I 1946 roku, a więc w noc wigilijną świąt Bożego Narodzenia według obrządku wschodniego.

Akcję zaplanował i prowadził porucznik "Konyk", a jej celem było spalenie miasta. Połowa kurenia, tj. sotnie U-4 i U-7 miały prowadzić uderzenie od wschodu i północnego-wschodu, celem odwrócenia uwagi obrońców od kierunków północnego i południowo-zachodniego, skąd miał nastąpić główny atak pozostałych sotni U-2 i U-6, oraz oddziału "Służby Bezpieki" (o nieznanej sile, zapewne czoty). Sotnią U-2 dowodził, w zastępstwie rannego w Kuźminie, - chorunżyj "Orśky". Napad był wyznaczony na godzinę drugą w nocy, ale w następstwie różnych przeszkód rozpoczął się na poszczególnych odcinkach niejednocześnie - około trzeciej.

Trzeci atak na Birczę został po pięciu godzinach ciężkich walk całkowicie odparty, a mieszkańcy miasteczka i uciekinierzy zostali uratowani od niechybnej śmierci. Według wywiadu upowskiego, Birczy miało bronić 960 Żołnierzy WP i 140 milicjantów. Natomiast według danych polskich, l batalion 9 DP liczył faktycznie w tym czasie (na skutek demobilizacji) około 180-200 żołnierzy. Załogę Birczy mogło stanowić zatem maksymalnie około 500 osób, natomiast atakowało miasto około 550-600 upowców. Siły były prawie wyrównane, ale akcję napastniczą, zwielokrotniał moment zaskoczenia. Tym bardziej należy doceniać odwagę i umiejętności obrońców, spośród których 8 poświęciło swoje życie.

Znana badaczka dziejów Kresów Pani profesor Lucyna Kulińska z Krakowa napisała: CYTUJĘ

„Obrońcom Birczy należy się najwyższy szacunek i cześć, szczególnie tym co oddali w jej obronie swoje młode życie, a kłanianie się przed kłamcami typu Wjatrowycz i jego szajka obrońców UPA to jakieś nieporozumienie!” KONIEC CYTATU

Z kolei dr. hab. Andrzej Zapałowski ze zbiorów IPN w Rzeszowie przytoczył bardzo wymowny fragment protokołu przesłuchania (i jednocześnie oskarżenia) Włodzimierza Szczygielskiego „Burłaki” jednego z dowódców sotni UPA. Czytamy w nim: CYTUJĘ

„…W dniu 6-7 stycznia 1946 r. na polecenie „Konyka” wspólnie z sotnią „Hromenki”, „Łastiwki” i „Jara” dokonano napadu zbrojnego na miasteczko Bircza pow. Przemyśl, który to napad miał na celu zlikwidować placówki WP, UB i MO, spalić miasto, jak również wystrzelać cywilną ludność, która rzekomo współpracowała z WP i UB na niekorzyść UPA. Szczygielski razem ze swoją sotnią uderzył na miasto od strony wschodniej, dając rozkaz strzelać swoim ludziom do żołnierzy WP i nacierać na nich, skutkiem czego wywiązała się 3-godzinna strzelanina, w czasie której wystrzelił do żołnierzy WP około 90 sztuk naboi, z posiadanego wówczas automatu PPS. Skutkiem czego zabitych zostało kilkudziesięciu żołnierzy WP. Poczem wycofując się Szczygielski dał rozkaz spalić około 10 zabudowań, skutkiem czego w płomieniach poniosło śmierć kilka osób oraz zabrać z bunkrów wojskowych mundury i inne rzeczy, a następnie ze zebranym łupem wycofał się do Grąziowej, nie osiągając zamierzonego celu, gdyż uniemożliwił go silny kontratak ze strony żołnierzy Wojska Polskiego’’. KONIEC CYTATU

Bardzo znamiennym faktem, o którym wiemy już dziś z całą pewnością jest to, że wszystkie trzy ataki band UPA na Birczę wspierała specjalna jednostka wojsk wewnętrznych sowieckiego NKWD, stacjonująca przez cały czas walk, niespełna dwa kilometry od pozycji sotni Burłaki. Najważniejszym celem działań wspierających banderowskich zbrodniarzy przez tę jednostkę wojsk NKWD, było oderwanie tych ziem od Polski i przyłączenie ich do sowieckiej Ukrainy, co zaplanował sobie ówczesny pierwszy gensek KPSU Chruszczow, który przekonywał w tamtym czasie Stalina, że Polacy nie potrafią poradzić sobie z ukraińskim bandytyzmem. Należy więc te ziemie przyłączyć do sowieckiej Ukrainy, a wtedy władza sowiecka bardzo szybko skończy z tym problemem. Dlatego też przez cały ten czas wspomagała ona upowców w walkach przeciwko Polakom, zaopatrując ich w broń, amunicję, a także informacjami wywiadowczymi.

Dodatkowym elementem uzupełniającym całą historię jest bezsprzecznie dowiedziony fakt obecności w banderowskich sotniach atakujących Birczę, w trzech napadach z lat 1945 – 1946 niemieckich, łotewskich i litewskich esesmanów, którzy nie zdążyli wycofać się ze swoimi oddziałami przed nacierającymi na te tereny wojskami sowieckimi i Drugą Armią Wojska Polskiego.

I to wszystko działo się po wyzwoleniu tych terenów od hitlerowskich bestii! Banderowcy, mimo zakończenia II wojny światowej, nadal śmiało poczynali sobie na Podkarpaciu i na Ziemi Przemyskiej. Walki z bandami OUN UPA trwały do 3 września 1949 roku., kiedy Wojsko Polskie rozbiło ostatnią działająca tam sotnię.

Żołnierz polski, prosty człowiek, dla którego priorytetem była WOLNA OJCZYZNA, walczył i często tracił za nią życie. Na wszystkich frontach II wojny światowej :

- w Norwegii w bitwie o Narwik

- w kampanii francuskiej – na linii Maginota, w Lotaryngii, Szampanii, w rejonie Paryża, w bitwie pod Falaise, w Normandi

- w bitwie o Anglię

- w Tobruku w Afryce

- na Monte Cassino we Włoszech

- pod Arnhem i Bredą w Holandii

- w wyzwalaniu Holandii i Belgii

- polskie jednostki walczyły również na Morzu Śródziemnym oraz w bitwie o Atlantyk

- i w końcu zdobywając Berlin.

Chwała i heroizm żołnierza polskiego jest faktem, nie da się tego zdeprecjonować i zmanipulować. Niewdzięczność aliantów – USA, Anglii i Francji tego nie zmieni. Dziś, 73 lata po wojnie, wszyscy winniśmy im naszą wdzięczność i szacunek.

Żaden z tych bohaterskich, polskich żołnierzy wychowanych w duchu chrześcijańskich zasad i patriotyzmu, nie pozostał obojętnym wobec zbrodniczego terroru banderowskich formacji zagłady, zagrażającego biologicznemu istnieniu Polaków na ziemiach Podkarpacia. Nie utrwalał w tamtym czasie a tych terenach, jak twierdzi to jeszcze nadal wielu, wbrew wszelkim oczywistym faktom, tzw. ,,władzy ludowej’’, ale z poświęceniem własnego życia, stanął w obronie bezbronnej ludności cywilnej i ratowania ziem obecnej południowo -wschodniej Polski przed ich inkorporacją do sowieckiego imperium, który to plan próbowano wprowadzić w życie rękami banderowskich nazistów.

Jacek Boki - Elbląg

13 Październik 2018 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.