sobota, 15 lutego 2020

Ocalić od niepamięci

Publikuję pracę żony, mojego młodszego kolegi z pracy, która 12 lat temu mając wówczas niespełna 15 lat, wygrała nią ogólnopolski konkurs dla uczniów szkół gimnazjalnych pod tytułem ,,Dziedzictwo i tragedia Polskich Kresów''. Nagrodę za zdobycie pierwszego miejsca w tym konkursie wręczył jej sam Pan generał Mirosław Hermaszewski.

Praca ta opowiada o ludobójstwie dokonanym przez ukraińskich zbrodniarzy z OUN - UPA, którzy 9 lutego 1943 roku bestialsko wymordowali polskich mieszkańców koloni Parośla na Wołyniu. Zbrodnia ta była początkiem Wołyńskiego ludobójstwa, którego architektami i wykonawcami byli ukraińscy szowiniści z OUN - UPA oraz ukraińscy sąsiedzi polaków z tzw. Samoobronnych Kuszczowych Widdiłów. Siedem dni temu minęła dokładnie 77 rocznica tego bestialskiego mordu dokonanego na Naszych rodakach w koloni Parośla przez ich ukraińskich sąsiadów. Zarówno to wydarzenie, jak i sama rocznica męczeńskiej śmierci Polaków z Wołynia przeszła zupełnie bez echa, zamilczana dosłownie na śmierć, tak jakby nigdy nie miała miejsca w historii. Nie odbyła się żadna uroczystość upamiętniająca ofiary ludobójstwa w Parośli, i z wyjątkiem krótkiego wspomnienia dokonanego w bardzo wczesnych godzinach porannych w niedzielę 9 lutego br., w audycji polskiego radia 24, w której panowie Tadeusz Płużański i Robert Tekieli, zakłamali dosłownie w sposób ordynarny tą straszliwą zbrodnię dokonaną, przez zwyrodniałych bandytów z UPA, przypisując w sposób haniebny jej rzeczywiste sprawstwo, a jakże Rosjanom, którzy to właśnie według ich narracji, byli jako jedyni, odpowiedzialni za narodzenie się ukraińskiego nacjonalizmu, a tym samym za późniejsze zbrodnie ludobójstwa, dokonane przez OUN - UPA na polskich mieszkańcach Wołynia i Małopolski Wschodniej oraz obecnych ziem południowo - wschodniej Polski. Tak więc obaj ci kłamcy w taki oto prosty sposób zdjęli całkowicie odjum wszelkiej odpowiedzialność z faktycznych architektów zbrodniczego, ukraińskiego nacjonalizmu, czyli austriaków, a przede wszystkim z niemców i ich zbrodniczych służb, tj. Abwhery i Gestapo, które od samego początku szkoliły i nadzorowały ludobójców z OUN -UPA.

Jacek Boki
*****************************************************************************
I oto mamy XXI wiek, czas zbuntowanej młodzieży, próbującej za wszelką cenę postawić na swoim. Młodzieży, która nie umie docenić tego, co ma: zdobyczy nauki, swobody wyrażania swoich poglądów, możliwości cieszenia się swoim dzieciństwem i pięknem ojczystego kraju. Wielu z nas, uczniów gimnazjów i liceów nie przykłada większej wago do historii. Nudzą nas opowieści, które trącą myszką, niemodne i nie przystające do dzisiejszej rzeczywistości historie dziadków, a nawet pradziadków, którzy z bólem wspominają trudne czasy okupacji i wojny. Często nasz stosunek do nich jest lekceważący. Zdarza się, że dopiero po latach zdajemy sobie sprawę z tego, ile straciliśmy nasza pogardliwą postawą wobec ich chęci ocalenia od niepamięci tego, co minione. Bywa, że ta chęć – brutalnie stłamszona w zarodku przez naszą obojętność – nigdy nie znajduje swojego upustu i tkwiąc w sercu jak zadra, nie pozwala normalnie żyć i pozostaje niewykorzystana, zmarnowana…


Często próbując wrócić w ciepłe objęcia babci lub dziadka, wsłuchać się w ich opowieści raz jeszcze, usłyszeć ich głos i zobaczyć w ich dobrych oczach, tę niezrozumiałą mieszankę dumy i przeszywającego bólu zarazem, zdajemy sobie sprawę, że już jest za późno, nie da się cofnąć czasu, powiedzieć: „Teraz już jestem gotowa/gotowy”, wysłuchać jeszcze raz, ale z uwagą i szacunkiem, i spróbować zrozumieć sytuację ludzi skrzywdzonych przez niesprawiedliwą historię i surowy los.


Kiedy byłam małą dziewczynką, moja prababcia Aniela, która przeżyła II wojnę światową, często opowiadała mi historie ze swojego dzieciństwa i młodości, które, mimo iż pełne okrucieństwa i obawy o następny dzień, były najwspanialszymi chwilami w jej życiu. W przeciwieństwie do pradziadka lubiła wspominać tamte czasy i z chęcią opowiadała całej rodzinie poruszające przeżycia z tamtych lat. Kiedy czuła się na siłach, zbieraliśmy się całą rodziną pod starym, kaflowym piecem, wysłuchując jej opowieści, które nie zawsze były pełne humoru i beztroski, czasem, chociaż o wiele rzadziej, mówiła o utracie swoich najbliższych oraz o zburzonym poczuciu życiowej stabilizacji i przynależności narodowej. Wówczas zbierała się jej łezka w oku. Rzadko jednak pozwalała sobie na takie chwile słabości. Ukrywała grymas bólu i cierpienia, łzy szybko popijała swoją ulubioną ziołową herbatką, próbując wydobyć z pamięci tylko te szczęśliwe momenty. Pradziadek natomiast był skryty. Wojna odebrała mu najbliższych i to właśnie na Kresach pochował on swoją rodzinę.

Moi pradziadkowie, którzy przyjechali na Ziemie Odzyskane zza Buga, przybyli na Pomorze pozbawieni swojego mienia, skrzywdzeni przez los, historię, osamotnieni, nie czujący żadnego związku z nowym miejscem osiedlenia. Mimo to, umieli stworzyć w nowym, obcym miejscu prawdziwy dom, w którym panowała harmonia, poczucie bezpieczeństwa i bycia kochanym.


Zawsze czułam ciepło domowego ogniska. Byłam bezpieczna i swobodna. Łączyła mnie z nimi specjalna więź, jednak byłam zbyt mała, by zrozumieć sens ich słów o bolesnej przeszłości. Bardzo żałuję, iż nie urodziłam się wcześniej, by móc jak najlepiej wykorzystać wspólnie spędzone z nimi chwile. Teraz jednak rozumiem, że opowieści prababci Anieli, które snuła w zimowe wieczory i przed snem nie były zwykłymi anegdotami, ciekawymi historyjkami. To było prawdziwe życie, na które złożyła się wojna i dramat przesiedlenia.

Kresy Wschodnie to niegdysiejsze ziemie Ukrainy, Litwy i Białorusi. Takie miasta jak Wilno, Kijów, Lwów i Kowno przed wojną były ważnymi miejscami dla kultury narodowej, były przesiąknięte polskością. Nasi przodkowie czuli się związani z tamtymi terenami, ponieważ wychowali się tam i zostawili tam cząstkę siebie. Kresy w ich świadomości stały się symbolem idei jedności tych obszarów z całą Polską, symbolem dni chwały i potęgi, ale też klęski i męczeństwa. Kresy stanowiły obszar wzajemnego przenikania się kultur, odbywającego się w warunkach pokrewieństwa językowego i wspólnoty pochodzenia. Nie występowały na nich wyraźnie trwałę granice polityczne, kulturowe, etniczne.

O agresji ZSSR na Polskę 17 IX 1939 roku obszar Kresów Wschodnich, należący do II RP znalazł się pod okupacją sowiecką, a po ataku Niemiec (22 VI 1941) – pod okupacją niemiecką. W tym właśnie czasie nastąpiło tam wielkie nasilenie konfliktów narodowościowych, mających charakter tzw. czystek etnicznych. Konflikt dotyczył głównie ludności ukraińskiej i polskiej zamieszkałej na Wołyniu i we wschodniej Galicji. Po II wojnie światowej, kiedy wschodnia granica Polski przebiegała wzdłuż rzeki Bug, Kresy pozostały poza granicami kraju. Polacy mieszkający na tamtych ziemiach, którzy przeżyli czystki etniczne, zostali wysiedleni na Ziemie Odzyskane, głównie Pomorze, Warmię i Mazury.

Moich pradziadków okrutny los dopadł na Wołyniu, Przeżyli, lecz na zawsze w ich psychice pozostało bolesne piętno wypędzonych. Prababcia i pradziadek rzadko opowiadali o mordach na tle narodowościowym. Jednak prababcia wspominała kiedyś o pewnej kobiecie, która jako jedyna przeżyła jeden z największych i najbardziej bezdusznych mordów na kresach. Kobieta ta napisała wiersz dla potomnych, który stanowi poetycki zapis zbrodni dokonanej na Polakach w Parośli na Ukrainie. Autorka wiersza poprosiła moją prababcię, by przemyciła go i rozpowszechniła, aby dokonane wówczas zbrodnie nie zostały zapomniane. 


Po wielu latach przypomniałam sobie słowa prababci i postanowiłam poszukać tego wiersza. Gdy wyruszyłam na strych celem odnalezienia go, natrafiłam na wiele innych ciekawych rzeczy (głównie stare zdjęcia z czasów, gdy moi pradziadkowie mieszkali na Kresach ).  Na fotografiach widziałam wiele nieznanych mi twarzy. Twarzy dostojnych, dumnych, lecz zarazem przygnębionych i strapionych. Niektóre z fotografii były podpisane. Z opowieści prababci wiedziałam, że było na nich jej rodzeństwo, rodzice, kuzynostwo. Jednak nikt z nich nie przeżył wojny. Przeglądając te fotoobrazki, czułam nieodpartą chęć przeniesienia się w czasie, ale i wstyd, że my – generacja XXI wieku nie dostrzegamy wartości rodziny i ojczyzny, dla której przecież zginęło tylu ludzi. Czy warto było aż tak się poświęcać, by przyszłe pokolenia mogły normalnie żyć, skoro bywają tak niewdzięczne? Wojna wymagała od naszych przodków nadludzkich poświęceń. Często przypadała na czas ich młodości – wówczas unieważniała wszystkie wiążące się z nią przywileje: swobodę, beztroskę, pierwsze zauroczenia, przyjaźnie. Młodzieńczą pasję poszukiwania zastąpiła chęć przetrwania. Dlaczego zatem teraz z takim trudem przychodzi nam pamiętanie o tragizmie tamtych pokoleń? To również dzięki nim możemy dziś normalnie żyć w demokratycznym świecie, bez przemocy i wojny. Obecnie historia nie wymaga od nas takich poświęceń jak wówczas. Nasze życie jest wygodne, komfortowe, a my stajemy się obojętni i nieczuli nie tylko wobec historii, ale i wobec siebie nawzajem. Dziękujemy … - nie wiedzieć czemu, bardzo trudno nam przechodzi to słowo przez gardło.


Po długich poszukiwaniach znalazłam stary, pożółkły kawałek papieru. Gdy przeczytałam wiersz, byłam wstrząśnięta. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak opisane nim zdarzenia mogły  mieć miejsce. Wiersz został napisany w 1943 roku. To przejmujący zapis nie tylko stanu uczuć przerażonej kobiety, ale również szczera i wstrząsająca relacja z dokonujących się na Kresach czystek etnicznych. Tzw. banda UPA napadła na wioskę mordując 172 osoby, z czego ocalała tylko jedna - autorka wiersza. Ta „pieśń żałobna” (jak ją określiła twórczyni) w poetyckim zbliżeniu uobecnia bezwzględny i barbarzyński mord, jakiego dokonała armia ukraińska. Mordowano wszystkich: dzieci, kobiety i staruszków. Wiersz przesycony jest poczuciem krzywdy, bólem, cierpieniem, ale i nienawiścią do nacji ukraińskiej. Czytając ten poetycki zapis dramatycznych wydarzeń na Kresach, zasępiłam się, łzy bezwiednie napłynęły mi do oczu. Głos uwiązł mi w gardle. Mimowolnie stałam się nagle obserwatorką tych wstrząsających zdarzeń:



Ku pamięci!
Drodzy Polacy, posłuchać proszę
Jaki żal ciężki w swem sercu noszę,
Co się zdarzyło n Ukrainie,
Jak się przelała krew Polska niewinnie.
W 1943 r. mój Boże,
było to w lutym w zimowej porze
dobrze pamiętam 10-tej daty,
jak krwią broczyły te polskie chaty.
Z okrutnym postępem cierpiące męce
Dały powiązać na tył swe ręce
Coś podobnego niespodziewanie
 Zostali ciężko pomordowani.
Gdy na tył ręce im powiązali
I na podłogę kłaść się kazali
I siekierami w głowę rąbali
Nie patrząc na to starzy czy mali
Widziane były przy tem zdarzenia
Malutkich dzieci straszne cierpienia
W kolebce małe dziecko leżało
W piersiach nóż utkwił i tak skonało.
Młode kobiety przytem panienki
Cierpieć musiały nieznośne męki.
Bo ich katowie gwałtem brali
I straszne zbrodnie z nich wytwarzali
W końcu zemdlone młodziutkie damy
Które już sobą nic nie władali
Tylko wołali łaski u Boga
Ratuj, ach ratuj, Ojczyzno droga!
A gdy zbrodniarze to usłyszeli,
Bardziej mordować wtenczas zaczęli,
Rąbali wściekle jak zwierz bez serca
Ach Ukrainiec to jest morderca!
W każdym mieszkaniu krwią było zlane.
Ściany i sufit też zabryzgane,
Ciało na części ich porąbane
O takich zbrodniach jeszcze nie słyszano!

Patrzyć było na to aż serce mdlało
Ile tam polskiej krwi się przelało
Za cóż ach, za cóż z niewinnym losem
Śmierć tą ponieśli jakiej świat nie słyszał
Żaden redaktor o tem nie napisał
Aż pisać będą, gdy już po wojnie
Na świecie będzie znowu spokojnie.
Przeróżne wiersze będą pisali,
Czytać ich będą starzy i mali.
Byście wiedzieli jak to niewinnie
Polacy cierpieli na Ukrainie.
Jedna kobieta w życiu została
O tym wypadku opowiadała
Jak Ukraińcy szczerze twierdzili
Jako bandyci do wsi przybyli
Ile tam smutku, ile żałoby
Zamordowano 172 osoby
28 domów żałoby
Cała kolonia śpi w jednym grobie.
Całą kolonia krwią była zlana
A ta kolonia Paroślą zwana.
Na krwi niewinnej kwiat smutku rośnie
Niezapomnianej zbrodni w Parośli.
W porannym czasie słychać wołanie
O pomstę dla sprawców i narzekanie
Z ciężkim westchnieniem prośba do Boga
Niech ich nie minie też kara sroga!
Ta pieśń żałobna nie jest legendą
O tem już pisać i pisać będą
To się zdarzyło w powiecie Sarny
Wówczas Polakom tam los był marny.
Będzie pamiętać  Polak do śmierci
Jakie Ukraińce byli mordercy
Więc Polak zawsze musi się mścić
Na ukraińskiej nacji, póki będzie żyć![1]

 Wieś Połowce, 1944 r. Ekshumowani Polacy - mieszkańcy wsi
             porwani nocą przez UPA i zamordowani. Oprawcy zrabowali odzież ofiar.


Ukraińska Armia Powstańcza (UPA) miała na celu walkę o niepodległość Ukrainy i ochronę ludności ukraińskiej. Za wrogów stojących na drodze do realizacji idei suwerenności tego kraju uznano ZSRR, Niemców o raz Polaków z terenów polsko-ukraińskiego  pogranicza etnicznego. Ziemie ukraińskie były podzielone na obszary (Północ, Południe i Zachód), okręgi wojskowe i odcinki taktyczne. Pierwsze akcje bojowe ukraińskiego ruchu zbrojnego były wymierzone w rozbite lub rozproszone oddziały sowieckie po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, a następnie w sowieckie oddziały partyzanckie. Od wiosny 1943 trwały działania zbrojne przeciwko ludności polskiej, zmierzające do całkowitego usunięcia jej z Wołynia, Polesia i Galicji Wschodniej.


Hryhorij Perehijniak
(ps. „Dowbeszka-Korobka”).
Przywódca sotni UPA, która napadła na
mieszkańców Parośli w nocy z 9 na 10 lutego 1943 roku.


Twórczyni tego przygnębiającego wiersza uszła z życiem. Została zaatakowana na swojej rodzinnej ziemi, w miejscu, gdzie się wychowała, gdzie czuła się bezpiecznie i pewnie. Kresy były dla naszych przodków ojczyzną; tym, czym dla nas jest obecna Polska, dlatego czuli się podczas wysiedleń jak dzieci zabierane na zawsze swojej matce. Czuli się skrzywdzeni, oszukani. Bardzo ciężko było im rozstać się z rodzinnym domem, gdzie się wychowali i wprawdzie zwyczajne, ale szczęśliwe życie. Jeżeli przeżyli przesiedlenia, często tracili wszystko, rodzinę, przyjaciół, najbliższe im osoby, cały dobytek swojego życia. Tam, gdzie zostali zesłani, przybyli z niczym, czuli się jak intruzi, sieroty.

Spośród bagatelizowanych przez mnie opowieści prababci Anieli najbardziej, choć niedokładnie zapadła mi w pamięć jedna – o pięknym wrześniowym popołudniu roku 39. Jak we mgle zagubiony szuka celu wędrówki, tak i ja z trudem wyciągam strzępki faktów z mojej młodzieńczej wyobraźni., które nie chcą złożyć się w całość, ale tworzą bezkształtną i nieuporządkowaną, kalejdoskopową masę zdarzeń i postaci.

Zbeszczeszczone i ograbione przez oddział UPA ciała polskich pasażerów pociągu
              Bełżec - Rawa Ruska. Zamordowano wtedy co najmniej 47 osób, w tym dzieci.
 
Jest 24 września 1939 roku. Powietrze jest ciężki i gorące – jak przed nadchodzącą burzą.  Lecz wszystko jest tylko pozornie takie, jak zawsze – uporządkowane, zwyczajne i spokojne. Zewsząd słychać śmiech dzieci i gawędy dorosłych, którzy siedzą pod ogromną lipą, zastanawiając się nad wydarzeniami ostatnich dni. Wojna stała się faktem, ale nie dotarła tu jeszcze z właściwą sobie siłą. Rozmawiający dokładnie wiedzieli, że jest to tylko kwestia czasu, dlatego korzystali z ostatnich chwil wolności.

Roześmiane dzieci bawią się wśród kwiatów i drzew. Razem z nimi bawi się dziewczyna, w jej rozwianych jasnych włosach widać małą wiązankę uplecioną z drobnych fiołków. Ubrana jest w błękitną sukienkę; biega boso po ciemnozielonej trawie. Nagle w oddali słychać grzmot. To burza nadchodzi. Daleko nad lasem widać jasną poświatę, potem rozchodzi się głuchy huk. Nikt jednak nie zwraca na to uwagi, każdy cieszy się pogodnym popołudniem. Znienacka zrywa się wiatr, który wyrywa maleńką wiązankę z włosów dziewczyny. Jej uwaga zwraca się ku gromadzie ludzi i samochodów, poruszających się w oddali po kamiennej drodze, W wyrazie twarzy dziewczyny maluje się przerażenie, łzy napełniają jej błękitne oczy. Wie, kim są tamci ludzie, wie, po co idą. Jej twarz zwraca się ku starszym, któ®zy spoglądają na nią niepewnie. Raptem wydobywa z siebie pełen bólu krzyk: „Mamo, Tato, Rosjanie!”. Gwar podnosi się wśród rodziny, nawet maleńkie beztroskie dzieci spoglądają po sobie ze strachem. Kobiety rzucają się ku drzwiom, biorą w ręce tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Dziewczyna o błękitnych oczach prowadzi ku sobie wszystkie dzieci, płacze, trzęsą jej się ręce. Przytula do siebie maleńkiego chłopca, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Podnosi się jeszcze większy wiatr, zaczyna kropić deszcz, a Rosjanie są coraz bliżej… Jeszcze moment a zjawią się na placu. Wraz z nadchodzącymi z głębi żołnierzami naciąga potężna, złowroga burza. Deszcz zaczyna padać coraz mocniej…Słychać już coraz bliższe krzyki Sowietów, które brzmią jak gdyby wydobywali się z podziemi. Dzieci zaczynają krzyczeć, boją się coraz bardziej. Nie wiadomo, czy to tylko lęk przed zwykłą ulewą, czy strach przed nieuniknionym. Kobiety padają na kolana i zaczynają się modlić. Mężczyźni patrząca przybliżających się ludzi, wiedzą, że za ułamek sekundy nastąpi oficjalne rozstrzygnięcie.

Głosy są już blisko. Mimo płaczu i grzmotów, znieruchomieli ze strachu, słyszą szybsze bicie swoich serc… Znaleźli się wśród domowników, którzy zaczęli strzelać i krzyczeć coś po rosyjsku. Już są… Znaleźli się wśród domowników, zaczęli strzelać i krzyczeć coś po rosyjsku. Rosjanin szarpnął jedną z kobiet, rzucając ją na ziemię i celując jej karabinem w głowę. Mężczyzna w sile wieku, z długimi wąsami, rzuca się ku niemu, jednak żołnierze odciągają go od nich. Brutalny żołnierz śmieje się z całego zajścia i popycha kobietę do samochodu. Wśród krzyków Rosjan, kobiet i dzieci niebo rozdziera przerażający piorun, który rani starą lipę. Ogromna jej gałąź spada na dach budynku. Jednak nawet i to nie zwraca uwagi najeźdźców. Nadal wrzucają oni ludzi do samochodu. Deszcz moczy twarze Polaków, nie wiadomo, czy to łzy, czy deszcze spada po ich twarzach. Lecz teraz wszystko się już uciszyło, zaledwie słychać rozdzierający serce płacz dziecka i lament którejś z kobiet. Mężczyźni idą wyprostowani, dumni, z żalem i strachem w oczach. Wszyscy wiedzą, że już więcej tu nie wrócą, że muszą się z tym miejscem pożegnać. Dziewczynie w błękitnej sukience na imię było Anielka…

Większość z tych ludzi przeżyła, w tym również i moja prababcia Aniela, i to właśnie dzięki nim, bolesne wydarzenia związane z kresową czasoprzestrzenią nie odeszły w niepamięć. Historie rodzinne opowiadane z pokolenia na pokolenie powinny być dla nas bezcennym skarbem, lekcją patriotyzmu i polskości. Kontynuujmy tę trudną lekcję i stańmy się nauczycielami historii dla naszych dzieci i ich dzieci. Wspominając tamte wydarzenia, bądźmy dumni z naszych przodków. Niech ich losy uczą nas patriotyzmu, dumy z tego, kim jesteśmy, heroizmu, nieugiętości w walce o nasze ideały i naszą polskość, nawet jeśli historia nie wymaga od nas takiego poświęcenia, do jakiego zmusiła kresowian, wysiedlonych, wypędzonych, wykluczonych z ich małej ojczyzny…, ale niezapomnianych.



75 lat temu UPA dokonała zbrodni w Parośli na Wołyniu


https://dzieje.pl/aktualnosci/upa-dokonala-zbrodni-w-parosli-na-wolyniu

Wymordowali wszystkich, nawet niemowlęta. Mord w Parośli był początkiem rzezi wołyńskie

http://www.studiowschod.pl/wymordowali-wszystkich-nawet-niemowleta-mord-w-parosli-byl-poczatkiem-rzezi-wolynskiej/

ZBRODNIA W PAROŚLI POCZĄTEK RZEZI WOŁYŃSKIEJ 

https://ksi.btx.pl/index.php/publikacje/959-zbrodnia-w-parosli-poczatek-rzezi-wolynskiej

Najpierw był Wołyń

http://www.nawolyniu.pl/artykuly/parosla.htm



[1] Kopia rękopisu wiersza pt. Ku pamięci! Autorstwa nieznanej autorki – która przekazała go mojej prababci z intencją rozpowszechnienia, by dał świadectwo prawdzie – w załączniku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.