Tekst dotyczący bitwy pod Birczą z 1939 r. (proszę zwrócić uwagę na postawę Ukraińców).
Podchorąży Karol Skrzypek stacjonował przed wybuchem II wojny światowej w 4 Pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie. Wir działań zbrojnych, które rozpoczęły się 1 września 1939 roku spowodował, że pchor. Skrzypek znalazł się 11 września w okolicy Łodzinki Dolnej, daleko od swojej macierzystej jednostki. Stacjonowałtam wraz z żołnierzami I batalionu „Skole” 1 Pułku Piechoty KOP „Karpaty”, którzy przygotowywali się do bitwy z Niemcami. Jednak „zagubiony” podhalańczyk wyprosił u dowódcy batalionu mjr. Jerzym Dembowskim odejście do podhalańczyków z Nowego Sącza, którzy znajdowali się wówczas w Birczy. Przechodząc przez Łodzinkę Dolną pchor. Skrzypek zapytał się miejscowych Ukraińcówo drogę do Birczy. Mieszkańcy wskazali mukierunek północny i zamienili z nimkilka zdań po polsku. Kiedy znalazłsię w Birczy został przydzielonydo 9 kompanii 1 Pułku Strzelców Podhalańskich i odesłany wraz z kompanią z powrotem do Łodzinki Dolnej, gdzie mieli przygotować się do bitwy.
Wieczorem 11 września pchor. Skrzypek ponowne znalazł się w Łodzince Dolnej. Wraz z innymi wyczerpanymi marszemi wcześniejszymi walkami żołnierzami poprosili ukraińskich mieszkańców o nocleg. Ci odmówili, nieraz zachowywali się agresywni, a niektórzy udawali, że nie znali języki polskiego 1. Zmęczeni żołnierze rozłożyli się na pobliskiej polanie i usnęli.
Obudził ich zimny poranek 12 września i odgłosy walki dochodzące zpobliskiej Łodzinki Górnej. Karol Skrzypek wraz z kolegami z 9 kompanii ruszył na wyznaczone pozycje. Widział jak przy miejscowej cerkwi szykowali się do walki żołnierze z 24 Pułku Artylerii Lekkiej. Jego zadaniem była osłona jednego ze wzgórz. W czasie toczącej się bitwy widział podhalańczyków z Nowego Sączą oraz żołnierzy z 17 Pułku Piechoty oraz 38 Pułku Piechoty atakujących wzgórze 482 znajdujące się w pobliżu Woli Korzenieckiej. Obserwował również zmasakrowanie żołnierzy z batalionu „Skole”,z którymi wcześniej służył. Żołnierze ci bronili wzgórza 500 „Jaworów” znajdującego się na pograniczu miejscowości Krajna i Trójca. Zostali tam otoczeni i rozbici przez przeważające siły niemieckie 2.
W czasie toczącej się walki, obok pchor. Skrzypku,znajdował się oficer artylerzysta, który kierował ogniem baterii polskiej artylerii znajdującej się w Łodzince Dolnej. Obok rechotał też polski ciężki karabin maszynowy.Wtem nad ich głowami pojawił się niemiecki samolot zwiadowczy. Po jego odlocie spadł na walczących –od wzgórza 500 do Łodzinki Dolnej –piekielny grad niemieckich pocisków. Karol Skrzypek widział jak jeden z podoficerów rzucił hełm i pobiegł w szoku w stronę płonących zabudowań Łodzinki Dolnej. Kakofonia dźwięków przerażała. Wciśnięty w bruzdę ziemi pchor. Skrzypek obrócił się w stronę płonącej wsi. Zobaczył słup ognia, którym stała się miejscowacerkwia. Niemcy zniszczyli baterię polskiej artylerii. W oddali zobaczył rozerwane ciała kilkunastu zabitych artylerzystów. Po wyczerpaniu amunicji Karol Skrzypek wraz żołnierzami 9 batalionu wycofał się w stronę Łodzinki Dolnej, gdzie wokół płonących zabudowań biegali i krzyczeli mieszkańcy. Przy jednym ze zniszczonych gospodarstw stał koń, który przerażająco rżał, ponieważ niemiecki pocisk urwał mu nogę. Walka trwała nadal. Po rozkazie odwrotu, żołnierze udali się w stronę Przemyśla. 13 września pchor. Karol Skrzypek był już w mieście nad Sanem.
Los pozwolił naszemu bohaterowi przeżyć wojnę i spisać wspomnienia. Może szczęśliwe było dla niego „zgubienie” pułku. Ponieważ niemal 100jego kolegów z 4 Pułku Strzelców Podhalańskich zostało 22 września 1939 roku wziętych do niewoli w okolicach Lwowa, a następnie spalonychw stodole przez niemieckich żołnierzy i ukraińskich nacjonalistów.
Grzegorz Piwowarczyk
2. Badacze zajmujący się przebiegiem bitwy pod Birczą przypuszczają, że otoczenie polskich żołnierzy na wzgórzu „Jaworów” musiało wynikać z dobrej znajomości topografii miejsca walk. Przewodnikami niemieckich żołnierzy mogli być miejscowi członkowie bojówek OUN (przyp. G.P.).
Ostatni plakat stałej wystawy o walce z UPA w obronie Birczy
Zdjęcia (jeszcze z lutego br.) z Borownicy (pomnik)
Zdjęcia obelisku znajdującego się na drodze wjazdowej do Birczy bez tablicy, poświęconej 4 żołnierzom KBW, którzy zginęli w walce z UPA. Tablicę poświęconą pamięci tych czterech żołnierzy Wojska Polskiego, poległych w walkach z bandami UPA w obronie Birczy, IPN nakazał nie tyle nawet zdjąć, co zwyczajnie zedrzeć metodą cmentarnych hien, tylko dlatego, że jej zakończenie wieńczył napis mówiący, iż żołnierze ci polegli w walce o..,,utrwalenie władzy ludowej'', choć żaden z tych czterech młodziutkich żołnierzy, zamordowanych przez rezunów z UPA, nie walczył tam o żadną władzę ludową, tylko w obronie zagrożonych straszliwą śmiercią z rąk ukraińskich ludobójców, bezbronnych mieszkańców tego małego Podkarpackiego miasteczka. W tamtym zresztą czasie, na tych terenach, aż do 3 września 1949 roku, nie toczyły się żadne walki z kimkolwiek o tzw. ,,utrwalanie władzy ludowej'', ale wyłącznie z bandami ukraińskich szowinistów z OUN-UPA i SS Galizien, których celem było jedynie ocalenie przed ludobójczą rzezią polskich mieszkańców Podkarpacia a tym samym również niedopuszczenie do realizacji planu Chruszczowa, inkorporacji tych ziem do sowieckiej republiki Ukrainy rękami banderowców. Działania Wojska Polskiego na tych terenach miały przede wszystkim osiągnięcie najważniejszego celu, jakim było niedopuszczenie do powtórzenia się kolejnego ludobójstwa naszych rodaków w województwie rzeszowskim, a nade wszystko, by nie powtórzyło się ono na taką skalę, na jaką zostało ono dokonane na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej w latach 1943 - 1944.
Pomnik
ku czci czterech żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (przy
drodze wjazdowej do Birczy), poległych w obronie mieszkańców Birczy,
którzy zostali zamordowani w tym miejscu przez rezunów z UPA, ze zdartą
przez IPN tablicą zawierającą ich nazwiska i epitafium na cześć ich
męczeńskiej śmierci. Stan obecny.
Wracając jednak do napisu, jaki wieńczył tablicę poświęconą pamięci czterech poległych żołnierzy KBW, o rzekomym utrwalaniu przez nich tzw. ,,władzy ludowej'', to nasuwa się automatycznie pytanie, jaki wpływ mieli oni na treść tego napisu, jaki znalazł się wtedy na pomniku poświęconym uczczeniu ich pamięci? Ano nie mieli żadnego, z tego prostego powodu, że... nie żyli! Niestety jak widać ciężko jest pojąć tę prostą rzecz, obecnie żyjącym decydentom z IPN, którzy tym sposobem dopuszczają się największej durnoty, niezbyt dobrze zarazem świadecej o stanie ich intelektu i ukazującej jednocześnie ich pożałowania godny stan umysłu, że oceniając tamten czas i złożoność problemu, występującego wówczas na tych terenach przez pryzmat swoich obecnych, własnych wyobrażeń. A to nie tylko schizofrenia w jakiej głębokie, bo nieuleczalne już stadium zapadli, ale również prawdziwa, sięgająca wyżyn nieba abberacja, którego to tragicznego położenia w jakim się znaleźli można już tylko im współczuć.
Poza tym kto z nas po swojej śmierci, będzie miał jakikolwiek wpływ na to, jakiej treści napis zostanie, umieszczony na jego nagrobku, czy to przez jego bliskich, czy też władze??? Czy po upływie lat, tak jak i w tym przypadku stanie się tak, że jego motyw nie spodoba się kolejnej władzy, jaka przyjdzie po obecnej, i która kierowana prerogatywami nowej mądrości etapu, uzna go za niewłaściwy, godzący w sojusze, etc., itp., nakazując jego bezwzględne usunięcie, by ewentualnie wypichcić jakiś nowy, tym razem już zgodny z właściwą wykładnią polityki prowadzonej przez nowy reżim z polecenia ambasadora imperium lub też pozostawi taki nagrobek, czy też pomnik bez żadnego epitafium, ażeby wszyscy jak najszybciej zapomnieli o tym kim był ten, kto w nim spoczywa.
A poza tym jaką gwarancję mają propagandyści frontu ideologicznego aktualnie panujących, że ich narracja, dotycząca bestialskiego ludobójstwa dokonanego na Polakach z Kresów przez ich ukraińskich sąsiadów, nie wyląduje na śmietniku historii wraz ze zmianą kierunku geopolitycznych wydarzeń, co już widać zresztą na horyzoncie ewoluującej nieustannie rzeczywistości? Zauważyć to, że tak właśnie się stanie, można już było po zakończeniu ostatnich wyborów na Ukrainie, gdy nowo wybrany prezydent tego kraju, w chwilę po swojej elekcji zapowiedział, że jednym z jego priroytetów, będzie próba podjęcia rozmów z Rosją w celu zakończenia krwawej wojny domowej w Donbasie. I co oni wtedy zrobią, budząc się ponownie z głową na dnie nocnika, że nie zdołali przewidzieć oczywistości, brnąc wbrew wszelkiej logice na dno bagna giedroyciowych urojeń, którą to lekcję głupoty przerobili już przecież na sobie ich sanacyjni, jak również i Bierutowscy protoplaści. Albowiem w przeszłości, miały miejsce dwa tego rodzaju fakty, niewygodne dla naszych obecnych umiłowanych przywódców, o których jak widać nadal nie chcą pamiętać, czyli dogadania się ukraińskich szowinistów z sowietami po raz pierwszy w roku 1920.
A mianowicie, kiedy wchodzące do Kijowa wojska Piłsudskiego zamiast spotkać się z entuzjastycznym przyjęciem, którego miały prawo przecież oczekiwać. Przybyły tu w końcu oswobodzić Ukraińców spod bolszewickiego buta, kładąc w tym celu na szali, niemałą ofiarę własnej krwi i życia, a tymczasem zobaczyły twarze Ukraińców, nie tyle ledwie skrywające swoją, nie tyle nawet niechęć, co zupełnie jawną wręcz wrogość do znienawidzonych przez siebie Lachów. A gdy w kilka tygodni później go opuszczały, ukrainki stojące na całej trasie wymarszu Polaków, podnosiły poły swoich sukni, pokazując polskim żołnierzom, z nieskrywaną radością i uśmiechem na twarzach swoje gołe tyłki, jako wyraz Ich wdzięczności, za próbę stworzenia im przez Piłsudskiego, sobornej Ukrainy, o którym to nieznanym ogółowi naszych rodaków i skrzętnie nadal przed nimi ukrywanym, a bardzo wiele mówiącym szczególe, opowiedziała po jednym z wykładów pewnego historyka IPN z Rzeszowa, córka jednego uczestników tej powziętej chyba wyłącznie na fali ułańskiej fantazji, a nie jakichkolwiek rozsądnych przemyśleń ówczesnego ,,Nikodema Dyzmy'' wyprawy, którego urojenia o budowie pierwszej wersji wschodniej flanki, omal nie doprowadziły do totalnej katastrofy, ledwie odrodzonego po 123 latach zaborów państwa Polskiego.
Po raz drugi ukraińscy szowiniści spod znaku OUN-UPA dogadali się z władzą sowiecką w walce przeciwko Polsce i Polakom, zaraz po wkroczeniu sowietów na terytorium naszego kraju po lipcu 1944 roku, a którego ostatecznym zwieńczeniem tego aliansu dwóch bandyckich i wrogich doniedawna wobec siebie adwersarzy, było nagłe zawiązanie przez nich obopulnie korzystnego sojuszu, którego fundamentem było uznanie Związku Sowieckiego, jako zwierzchniej głowy wszystkich Ukraińców przez ostatniego hołownego komandyra UPA Wasyla Kuka w roku 1960, który publikując swój „List otwarty do Jarosława Stećki, Mykoły Łebedia, Stepana Łenkawskiego, Darii Rebet, Iwana Hryniocha i do wszystkich Ukraińców mieszkających za granicą'', wzywał w nim do uznania władzy radzieckiej na Ukrainie, krytykując jednocześnie metody walki OUN i UPA, a także wezwał wszystkie ukraińskie organizacje, prowadzące walkę narodowowyzwoleńczą na całym świecie, do ich ujawnienia i uznania ZSRR. Nie inaczej będzie i tym razem, choć nadal nie mieści się to jak widać, w głowach członków żoliborskiej grupy rekonstrukcji historycznej sanacji, że bieg dziejów, zataczając kolejne koło, zadrwi z nich ponownie, w sposób niezwykle okrutny, obnażając ich miałkość, pustkę intelektualną, ukazując zarazem, całą pełnię bezmiaru ich głupoty i braku jakiejkolwiek wyobraźni, oraz zdolności do wyciągania wnisków z tragicznej przeszłości, co tym samym winno dyskwalifikować ich na zawsze, do jakichkolwiek funkcji przewodzenia komukolwiek obecnie i w przyszłości.
Jednak na dzień dzisiejszy, tak właśnie prezentuje się w całej swojej ponurej okazałości aktualna, jednoznacznie antypolska polityka zakłamywania faktów historycznych i pisania ich nowej wersji, odpowiedniej jedynie dla aktualnej ekipy, panującej nam ,,miłościwie'' Targowicy POPiSu, a która w starciu z brutalną rzeczywistością, skończy prędzej, czy później w tym samym miejscu, w jakim skończyły wszystkie poprzednie przestępcze szajki przed nimi, czyniące przed nimi dokładnie to samo, co oni robią dziś. To tylko kwestia czasu i to niezbyt odległego.
Na koniec nasuwa się równie oczywiste pytanie, jak długo jeszcze będziemy na to wszystko pozwalać, wciąż przechodząc nad tym biernie do porządku dziennego, by rządziły nami takie kreatury, nadal bezczelnie szyderczo śmiejące się nam prosto w oczy, dając nam tym do zrozumienia, że mają do czynienia z bezrozumnymi idiotami i zupełnie bezkarnie plujące nam wszyskim w twarz, nieustannie przy tym zapewniając mentorskim tonem głupszych od siebie, że wszystko to czynią rzecz jasna dla dobra naszego i Polski?
To pytanie, niestety wciąż pozostaje na dzień dzisiejszy bez odpowiedzi.
Jacek Boki - Elbląg - 21 Maj 2019 r.
Ciężko się czyta takie przykre wiadomości,jak można tak załamywać prawdziwą historię "uwielbiać" morderców, kiedy żądzą y politycy zaczną głosić prawdę???
OdpowiedzUsuń