O tym że polska wykładnia historyczna zależna jest od polityki, nikogo nie trzeba przekonywać. Papierkiem lakmusowym tego twierdzenia jest kwestia związana z historią obrony obecnych terenów południowo-wschodniej Polski, przed bandami banderowskimi po 1944 roku. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że obecni ukraińscy „sojusznicy” najważniejszych partii politycznych nad Wisłą gloryfikujący u siebie ludobójców narodu polskiego do dnia dzisiejszego wysuwają pretensje terytorialne wobec tych ziem[1].
Częstym argumentem „sługów narodu ukraińskiego” [2] wysuwanym przeciwko obrońcom tamtejszej ludności polskiej przed podzieleniem przez nią losów ich rodaków z Wołynia jest fakt, że w obronie polskich wiosek i miasteczek Podkarpacia walczyli ludzie służący w strukturach MO.
Argumentacja ta związana jest z faktem łączenia działalności w MO z utrwalaniem rzekomej władzy ludowej. „Słudzy ukraińscy” nie dostrzegają lub też nie chcą dostrzec faktu, że gdyby nie postawa tych ludzi poświęcających swoje życie za Polskę na tym terenie nie byłoby czego „utrwalać”, gdyż zostałyby po napadach band banderowskich tylko zgliszcza polskich wiosek i miast.
Zaprzeczeniem tych oszczerstw rzucanych na niemogących się już bronić obrońców polskiego Podkarpacia, niech będą przykłady trzech przykładowych członków MO poległych w walce o polskość tych ziem.
Stanisław Mikołajczak urodził się 24 kwietnia 1915 roku w Hoczewie powiat Lesko. Od roku 1935 pracował na tartaku. W 1938 roku rozpoczął służbę wojskową w 17 pułku piechoty. W jego szeregach bronił Ojczyzny w czasie kampanii polskiej w 1939 roku. W swoim życiorysie zapisał, że dostał się do niewoli niemieckiej pod Lwowem. Z całego 17 pp działania do 19 września 1939 roku prowadził I batalion, który poddał się pod Brzuchowicami (ok. 11 km od Lwowa).
Z całego batalionu zostało wówczas 4 oficerów i 10 szeregowych[3]. Trafił do niewoli niemieckiej. Poddany został hospitalizowaniu w Przemyślu. Po pobycie w szpitalu powrócił do domu pracując w czasie okupacji niemieckiej w tartaku i przy budowie drogi. 1 października 1944 roku wstąpił w szeregi MO. 19 lipca 1945 komendant posterunku MO Hoczew wysłał patrol milicjantów do osady Żernica. Zostali oni tam otoczeni przez bandę upowską.
Wywiązała się ponad godzinna walka, podczas której zginął Stanisław Mikołajczak i jeszcze jeden milicjant. Trwająca walka przyciągnęła odsiecz, która uratowała przed niechybną śmiercią pozostałych milicjantów.
Drugim przykładem milicjanta, który poległ w walce z bandami banderowskimi o polskość Podkarpacia był Władysław Błahut, syn Franciszka. Urodził się 16 kwietnia 1916 roku w miejscowości Smerek ( gmina Cisna). W 1939 roku został powołany do odbycia służby wojskowej 4 pułku saperów. Skończył tam szkołę podoficerską. Wraz z macierzystym pułkiem ruszył na obronę Ojczyzny w 1939 roku. Przedostał się na Węgry, prawdopodobnie walcząc początkowo w składzie 24 Dywizji Piechoty.
Stamtąd trafił do Francji, gdzie w składzie Armii Polskiej na Zachodzie walczył przeciwko niemieckim nazistom w 1940 roku. Dostał się tam do niewoli niemieckiej. W 1941 roku został zwolniony i wrócił do Cisnej, gdzie do końca okupacji niemieckiej pracował w tartaku. Nie należał do żadnej partii politycznej. Zginął 24 lipca 1945 roku podczas ataku band UPA na posterunek milicji w Cisnej. Wówczas to przy pomocy pancerfausta udało się bandzie banderowskiej zdemolować budynek posterunku, w wyniku czego zginęło 6 milicjantów, wśród których był Władysław Błahut.
Ostatnim przykładem obrońcy Podkarpacia przed bestiami z UPA w tym artykule będzie Antoni Walan. Urodził się 5 maja 1893 roku w Gwoźnicy powiat Strzyżów. Pomimo sprzeciwu ojca, przerwał naukę w gimnazjum rozpoczynając pracę w kopalni wosku w Borysławiu. Jako poddany monarchii austro-węgierskiej uczestniczył w działaniach I wojny światowej. Został ranny w czasie walk w Tyrolu. W 1918 roku wstąpił jako ochotnik do tworzącego się Wojska Polskiego, w którego szeregach walczył o niepodległość i niezależność państwa polskiego.
Za swoje zasługi dla Ojczyzny otrzymał majątek na wschodnich Kresach Polski. Po wybuchu II wojny światowej, jak sam zapisał w życiorysie, (…) musiałem uciekać na ziemie czysto polskie gdzie przeżyłem przykre chwile. Po przejściu frontu był organizatorem MO w Ropienku. 3 lutego 1945 roku podczas akcji przeciwko bandom banderowskim wszedł do jednego domu w gromadzie Serednica, gdzie przebywało trzej bandytów spod znaku UPA. Widząc beznadziejność swojego położenia, rozpoczęli oni ostrzał. W jego wyniku ciężko ranny został Antoni Wolan. Zmarł on w szpitalu w Sanoku 4 lutego 1945 roku[4].
Powyższe przykłady z grona setek wielu innych jasno ukazują, że w obronie polskich wiosek i miast zagrożonych przed barbarzyństwem band upowskich stawali zwykli Polacy, dla których obojętnie było kto wydaje komendę. Istotne było, aby nie brakło amunicji przeciwko tym, którzy pragnęli polską ziemię utopić w polskiej krwi, tak samo jak zrobili to na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Pomimo, że od tych wydarzeń minęło niespełna 80 lat, chłopcy bawiący się w politykę nad Wisłą niezależnie z jakiej są partii, jednym głosem odbierają cześć tym, którzy za Polskę gotowi byli oddać własne życie.
Chłopcy ci gotowi są teraz w imię zagranicznych interesów, rzucić Polaków na mięso armatnie w imię sąsiada gloryfikującego ludobójców naszych przodków, a sobie zapewnili bezpieczeństwo tworząc ustawę o ochronie Ojczyzny, z którego obowiązku sami siebie wypisali[5]. Żaden jednak „polski polityk” obecnej sceny politycznej nie pomyślał, jak (o ile konflikt z państwem atomowym nie zakończy się nuklearną zagładą naszej Ojczyzny) oceniać będą ich decyzje kolejne pokolenia Polaków.
Czy za 80 lat „słudzy narodu ukraińskiego” gloryfikującego ludobójców Polaków nie uznani zostaną za zdrajców polskiej racji stanu? Sprawiedliwości w obecnych czasach spodziewać się nie można, zostaje jedynie marzenie, że historia wyda na nich swój surowy wyrok, będący przestrogą dla naszych potomnych.
Źródła:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.