poniedziałek, 1 marca 2021

Żołnierze Wyklęci - Andrzej Zapałowski

rys. Żołnierze Oddziałów Leśnych Lwowskiego AK „Warta” jako milicjanci z posterunku w Nowej Grobli koło Lubaczowa, broniący miejscowej ludności przed UPA. Pierwszy z lewej dowódca Stefan Trembicki „Jełbicki”, z kolekcji S. Trembickiego ze zbiorów Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Obszar Lwów
 

Burzliwe dzieje niosą zawsze w sobie problem zacierania postaw czarno-białych w zmaganiach o niepodległość państwa. Historia Polski, zwłaszcza w okresie zaborów, powstań narodowych, trwania przy wartościach, zobowiązaniach czy przysięgach składanych w porywach serca   zawsze nosiła w sobie różne oceny. Problem w tym, iż w tych zawieruchach dziejowych był zawsze człowiek, obywatel, który musiał się za czymś opowiedzieć. Jego percepcja postrzegania rzeczywistości to splot wychowania, wykształcenia, środowiska dorastania czy też w końcu wartości, które nosił właśnie w sobie.

 Dla świadomego Polaka czy Polki w 1939 roku wrogowie byli zdefiniowani. To byli ci, którzy zniszczyli marzenia wolnego państwa poprzez napad. Obok Niemiec i Związku Radzieckiego, stanęli Słowacy a nawet pewne środowiska ukraińskie. Tu nie było wątpliwości kto jest przeciwnikiem i czym jest koroboracja.

Sytuacja stawała się coraz trudniejsza z chwilą napadu Niemiec na ZSRR w 1941 roku. Na legalnym polskim rządzie emigracyjnym w Londynie, USA i Wielka Brytania wymusiła uregulowanie stosunków z jednym z agresorów, który szerzył zniszczenie i śmierć jeszcze dwa lata wcześniej na wschodnich terenach II Rzeczypospolitej.

Wiedziano z jednej strony o straszliwych zbrodniach, ale z drugiej strony były miliony obywateli polskich rozsianych po ZSRR za których los i życie każdy rząd musiał wziąć odpowiedzialność. Jakież to musiały być wybory moralne, gdzie u boku agresora po dwóch latach polski oficer musiał organizować armię polską, ratować dziesiątki tysięcy cywilów w tym ogromną rzeszę dzieci, a w tle polityka i interesy światowych mocarstw. Po kryzysie „katyńskim” oraz po tragicznej śmierci generała Władysława Sikorskiego sytuacja się jeszcze bardziej skomplikowała.

WP pod dowództwem gen. Władysława Andersa zostało wyprowadzone z ZSRR, w liczbie znacznie ponad sto tysięcy, zarówno żołnierzy jak i cywilów. Jednakże problem zesłanych Polaków w ZSRR się nie skończył.

W tle światowej polityki, zerwania przez ZSRR relacji z legalnym rządem polskim na uchodźctwie w Londynie, zaczęto budować nową armię, którą uznała Moskwa, a faktycznie w tamtym okresie w prawie międzynarodowym była to jedynie polska formacja przy Armii Czerwonej. Aspekty prawne całej sytuacji to jedno, a życie to drugie. Polacy którzy pozostali w tym kraju mieli wybór, czy bić się z Niemcami u boku jednego z zaborców czy też pozostać z ZSRR i czekać co z nimi zrobią. To trochę przypominało wybory Józefa Piłsudskiego z 1914 roku, a mianowicie czy czekać na to co się stanie, czy też budować u boku zaborcy i za jego pieniądze Legiony Polskie. Co prawda różnica polegała na tym, iż Piłsudski nie miał rządu, do którego mógłby nawiązać a Polacy w ZSRR mieli.

Co jednak w dalekiej tajdze, na Syberii czy też w Kazachstanie mógł o ówczesnej polityce wiedzieć zwykły Polak? Wiedział jedno, a mianowicie mógł wrócić do Polski z orzełkiem na czapce a nie gwiazdą. Orzełek był trochę inny, ale w latach 1914 – 1920 polski żołnierz walczył o Polskę nosząc na czapkach różne orzełki. Czy dziś ktoś może mieć o to pretensje do żołnierza, że walczył o swój kraj bardziej lub mniej świadomie z innym orzełkiem na czapce?

Sytuacja komplikowała się jeszcze bardziej w chwili wkraczania Armii Czerwonej na polskie ziemie w 1944 roku. Z jednej strony ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej Polskiej, brak możliwości legalnej działalności polskiej Armii Krajowej i innych formacji, pobór do wojska młodzieży polskiej przez PKWN i Armię Czerwoną na łemkowszczyźnie.

Jakie wybory, jakie postawy czy w końcu jakie oczekiwania społeczne? Ludzie chcieli, aby przede wszystkim pokonać niemieckich ludobójców. To, dlatego w Wilnie, pod Lwowem i w wielu innych miejscowościach pododdziały Armii Krajowej wspomagały Armię Czerwoną w walkach z Niemcami. To, dlatego setki żołnierzy AK mając wybór albo dalej walczyć z Niemcami w mundurze WP z piastowskim orzełkiem na czapce albo udać się jako jeniec na Syberię wybierało to pierwsze. Ależ to musiało być trudne, w sercu wierność legalnemu rządowi RP na uchodźctwie w Londynie, a w rzeczywistości podległość PKWN. Jednak najtrudniejsze miało dopiero nadejść.

W lipcu 1945 roku USA, Wielka Brytania, Francja (nasi dzisiejsi strategiczni sojusznicy) uznali za legalny rząd ten w Warszawie, a za legalne siły zbrojne Wojsko Polskie z piastowskim orzełkiem na czapce. Z Londynu do Polski powrócił Stanisław Mikołajczyk i objął stanowisko wicepremiera i to on był partnerem Londynu czy też Waszyngtonu a nie premier polski w Londynie Tomasz Arciszewski.

Rozpoczęła się tragiczna epopeja tysięcy żołnierzy wiernych przysiędze i Rzeczypospolitej Polskiej. Musieli stanąć przeciwko rządowi, który powszechnie był uznawany w społeczeństwie za radziecką administrację sprawowaną w większości przez Polaków, ale uznaną w świecie za prawowity rząd, a z drugiej strony zmierzyć się z rzeczywistością. Wybory, przed którymi stanęli były tragiczne. Do tego wszystkiego doszła walka na wschodnich ziemiach, które pozostały przy Polsce z nazistowskimi formacjami OUN i UPA. Czy stanąć obok żołnierza WP z piastowskim orzełkiem na czapce i walczyć o życie Polaków i przynależność tych ziem do Polski, czy też czekać w ukryciu.

W większości walczyli razem o Rzeczpospolitą taką jaka była i jaką każdy nosił w sercu. Na Podkarpaciu od jesieni 1944 roku do lipca 1945 roku stało około dwa tysiące żołnierzy Oddziałów Leśnych AK „Warta” spod Lwowa, którzy obok lokalnych oddziałów AK, BCH, NZW gotowali się, aby w razie decyzji aliantów o powrocie Lwowa do Polski ruszyć z odsieczą tamtejszym Polakom. W lipcu 1945 roku, po uznaniu przez świat za jedynie legalny rząd w Warszawie zostały rozformowane. Jednak wielu b. żołnierzy AK, BCh, NZW czy też lokalnych samoobron na terenach, gdzie mordowali nadal nacjonaliści ukraińscy zasilili oni lokalne posterunki milicji i jeszcze przez dwa lata z bronią w ręku bronili Polski, tej którą mieli w sercu, nosząc jednocześnie piastowskiego orła na czapce i wierząc, że radziecka okupacja minie i powróci wolna Rzeczypospolita. Tylko ten żołnierz musiał tej przyszłej Polsce coś zachować, a mianowicie życie narodu i terytorium. Ich wybory się ziściły po 1989 r.

Dziś nie możemy deprecjonować ani żołnierza, który szedł ze wschodu z piastowskim orzełkiem na czapce ani tego który pozostał w „lesie” i do końca był wierny Rzeczypospolitej. To nie oni zdradzili, ale ówcześni sojusznicy ich zdradzili, a oni stali przed wyborami i sytuacjami, których do końca nie rozumieli.

Ironia całej sytuacji polega na tym, iż polski system prawny obowiązujący do dzisiaj uznaje jednych i drugich za część Sił Zbrojnych RP, a podstawą prawną działania obecnego Wojska Polskiego jest ustawa z głębokiego PRL-u o powszechnym obowiązku obrony RP z 1967 r.

Nie burzmy pomników żołnierzy WP z piastowskim orzełkiem na czapce, ale budujmy nadal pomniki żołnierzom, którzy do końca nosili na czapkach orzełka w koronie.

 
 


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Autor - dr hab. prof. URz. Andrzej Zapałowski
 
Źródło:
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.